Zatrzymałam się aby coś zjeść w Zajeździe nad Wieprzem. Lokal położony jest przy trasie do Lublina zaraz za Rykami. Sprawia dobre wrażenie z zewnątrz i wewnątrz. Wzdłuż drogi dojazdowej ciekawie zaprojektowane lampy z obciętych drzew, z okrągłymi daszkami chyba z gontem.
Wnętrza ciekawie stylizowane, wyposażone w stare meble. Widziałam 4 sale różnych wielkości, toaleta czysta i pachnąca, położona za dużą salą (pewnie przeznaczoną na jakieś przyjęcia) jak ja tam byłam ta sala i inna obok były puste i nieoświetlone, przez to do toalety idzie się po ciemku; tylko w rogu tej sali jest jakaś mała lampa.
Przy barze jest miejsce gdzie są ustawione zimne sałatki i "zakąski", przy czym nie były to tradycyjne sałatki jak w barach sałatkowych a raczej mieszanki gotowanych warzyw; kalafior, szparagówka, marchewka gotowana, pieczona, glazurowana oprócz tego racuszki, jabłka w cieście, jakieś zapiekane kanapki itp.wszystko na zimno. Kiedy już kończyliśmy nakładać te specjały na talerzyki (ta część baru jest samoobsługowa) obok przeszedł kelner i tak od niechcenia powiedział "któraś marchewka jest zepsuta więc proszę sprawdzać" potem jeszcze dodał, że te produkty szybko się psują i przepraszają ale czasem coś może być zepsute. Właściwie to wtedy powinnam zrezygnować ale taka sytuacja nigdy mi się nie przytrafiła.Byłam głodna, zamówiliśmy między innymi solę i placki ziemniaczane.Niestety ryba była jakaś bez smaku, dodane do niej szparagi w ogóle nie dały się ukroić, chyba danie było odmrażane w mikrofali, placki też były wodniste, ogólnie porażka bo sałatki jednak były nieświeże i tylko częściowo dały się zjeść.
Ogólnie miejsce ciekawe ale szkoda bo jedzenie to jednak porażka i może miałam pecha ale na pewno drugi raz się tam nie zatrzymam.
W sobotę wybierałam się z moim chłopakiem i jego rodzicami na spektakl do Warszawy. Chcieliśmy zjeść obiad gdzieś na trasie. Tata mojego chłopaka zaproponował Zajazd nad Wieprzem. Zajazd znajduje się kilka kilometrów od Ryk w stronę Warszawy. Przed zajazdem jest spory parking na ok 15 samochodów, a może i więcej. Weszliśmy do środka i wystrój od razu podbił moje serce. Stare krzesła, gobeliny, figurki i deski na ścianach na których widniały autografy. W środku ciepło i przytulnie. Podeszła do nas pani kelnerka i zapytała czy przyjechaliśmy na obiad. Powiedzieliśmy, ze tak, a ona zaprowadziła nas do dużego stołu. Dostaliśmy karty dań. Były one dla mnie zdecydowanie za duże, jeśli chodzi o rozmiar. Dość ciężko się je przeglądało. Zdecydowałam się na latte i zupę. Pozostałe osoby na packi ziemniaczane i zrazy wołowe. Na dania czekaliśmy dość długo bo na same placki ziemniaczane ok 20 minut. Dania były smaczne, ale nie powalały z nóg. Placki były miękkie a nie chrupiące. Polane były dużą ilością śmietany. Zupy były smaczne i ciepłe, aczkolwiek makaron w pomidorówce był rozmoknięty. Obsługa była bardzo miła i pani co jakiś czas przychodziła do nas i pytała czy czegoś nam nie trzeba. Latte była bardzo smaczna i po raz pierwszy w życiu dostałam tę kawę naprawdę ciepłą. Toalety były czyste ale stare i trochę odstraszające. Ceny średnie. Jeśli chodzi o dania to można zjeść zupę za ok 8 zł, dania drugie od 15 do 50zł. Kawy i herbaty w dobrych cenach od 4 do 10 zł.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.