Opinia użytkownika: Klient_u2sM
Dotycząca firmy: RTV EURO AGD
Treść opinii: Drugi raz w życiu wystawiam negatywa, ale jest on całkiem zasłużony. Kupiłem tu generator pary, a że nie znam się na tego typu rzeczach, spytałem sprzedawcy, czy w razie czego, w przypadku gdy sprzęt nie spełni pokładanych w nim oczekiwań, będę mógł go wymienić. Odpowiedź bardzo mile mnie zaskoczyła, bo usłyszałem, że w ciągu 30 dni jest możliwość nie tylko wymiany, ale i zwrotu gotówki. I o ile do tej pory się wahałem, to po usłyszeniu takiej deklaracji, już nie miałem wątpliwości - pomyślałem, że w razie czego najwyżej oddam i już. Nie zagłębiałem się więc w szczegóły, tylko szybko podjąłem decyzję o zakupie, zadowolony, że mam to z głowy. Pan sprzedawca poszedł do magazynu, a ja dopełniałem formalności z Panią, która zaprosiła mnie do stanowiska z kompem. Po co o tym wspominam? Bo jeszcze nigdy, nikt tak nachalnie nie próbował mi wcisnąć ubezpieczenia. Roztoczono przede mną wizję setek nieszczęść, które niechybnie spotkają nieszczęsny generator, zaraz po zakupie. Pani wspomniała nawet o możliwości wystąpienia rdzy (!). Nie chciała odpuścić, w ogóle nie przyjmowała do wiadomości, że nie jestem zainteresowany, wciskała mi poszczególne pakiety z zawziętością i determinacją, jakby od tego zależało Jej życie. Po chyba czwartym, stanowczym NIE, wreszcie miałem tę przeprawę za sobą i nieźle już poirytowany, zacząłem się rozglądać za sprzedawcą. Wreszcie się pojawił, trzymając w rękach zakurzony, jakby przechowywany w fabryce cementu karton. Nie jestem małostkowy, więc nic nie powiedziałem, zastanawiając się w tylko w duchu, czy mam w samochodzie jakieś chusteczki, do wytarcia rąk. Koniec końców zapłaciłem i pojechałem do domu. Żeby nie przynudzać, przyśpieszę nieco akcję: Po wypróbowaniu urządzenia (15 minutowy test) , stwierdziłem, że jednak go nie chcę. Więc z powrotem do sklepu i wyłuszczam sprawę: Nie chcę go. I tutaj się zaczyna: Wypróbował pan sprzęt, nalał pan do niego wody? Oczywiście - odpowiadam zgodnie z prawdą, jak inaczej można dokonać próby? No to niestety, nie przyjmiemy tego towaru. Poczułem się, jakby ktoś walnął mnie obuchem w głowę. Jak to, przecież mówiliście, że będzie taka możliwość?! Tak, ale nie w przypadku, gdy naleje pan do niego wody! To jak miałem go wypróbować? Na sucho? Nie wiem, nie i już. A zresztą tam jest pani kierownik, niech pan tam idzie się spytać. Pożeglowałem więc w kierunku Pani Kierownik, która ze stanowcza miną oznajmiła mi ten sam komunikat. Na nic zdały się moje argumenty, że przecież Pan sprzedawca mówił co innego itp. A zresztą, tego sprzedawcy i tak nie ma dzisiaj w pracy, więc nie możemy was skonfrontować! - oznajmiła. A w ogóle to mamy regulamin. Teraz uwaga, bo to ostatnie słowo, pojawiło się w naszej rozmowie co najmniej kilkukrotnie i miało być ostateczną wyrocznią. Pani kierownik zasłaniała się nim jak tarczą: REGULAMIN! REGULAMIN! REGULAMIN! No cóż, w swojej naiwności myślałem, że słowo sprzedawcy tez coś znaczy, że zwykła przyzwoitość, zawodowa etyka i takie tam bzdety będą się liczyły...Otóż nie, nie dzisiaj i nie tutaj. A zatem reasumując: zostałem z niepotrzebnym sprzętem i utratą wiary w kupiecki etos. Przekonałem się, że klientem jest się tu tylko do momentu sięgnięcia do kieszeni, później już tylko przysłowiowe "byle do bramy i się nie znamy". Kończąc, nie czuję się autorytetem, żebym komuś cos odradzał, ale mogę przynajmniej ostrzec potencjalnych naiwniaków: Nie słuchaj co mówi tutejszy personel, nie daj się nabrać na żadne zapewnienia, weryfikuj u źródła (REGULAMIN) każde, nawet z pozoru nieistotne słowo, zwykłą wątpliwość, czy zwykłe dzień dobry, które może oznaczać zupełnie co innego, niż Ci się wydaje. Przyznam, że jestem bardzo zdegustowany, choć zdaję sobie też sprawę z tego, że pewnie taki stan rzeczy, spłynie po tych ludziach jak woda po kaczce. :(