Opinia użytkownika: Karolina_1783
Dotycząca firmy: NZOZ Serce
Treść opinii: Zdecydowałam zaopiniować Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej (niestety nazwy nie pamiętam) na Ściegiennego 40 w Kielcach ze względu na fakt, że będzie to opinia całkiem świeża. Moja wizyta w wymienionej przychodni odbyła się wczoraj, tj. 08.08.2013 i była pokierowana potrzebą konsultacji ze specjalistą od chorób skóry, a że akurat pani doktor dermatolog zgodziła się na przyjęcie wystraszonego pacjenta jeszcze tego samego dnia, los chciał żebym przekroczyła po raz pierwszy próg tej "zacnej" przychodni, w której kończyła dyżur wspomniana pani doktor. Nie będę opisywać mojej wizyty z panią doktor, ponieważ nie opiniujemy kompetencji lekarzy, skupię się na ogólnym wrażeniu, jaki wywarł na mnie opisywany zakład opieki zdrowotnej, a raczej ludzie w nim pracujący. Przy wejściu do przychodni spotkałam się z niemiłymi komentarzami pod adresem psa koczującego przy drzwiach przychodni. Biedak, albo się zgubił albo ktoś po prostu go zostawił, bo zbliżał się termin wyjazdu na upragniony urlop. Tak czy owak krzyki starszej pani na " zawadzające zwierzę" przywitały moją osobę. Staram się zrozumieć zachowanie pani pilnującej porządku swojego miejsca pracy, ale po co od razu podnosić głos? Psiaka nie nakierowały do wyjścia, a pacjentowi dodały niepotrzebnego stresu. Kierując się dalej, zatrzymałam się przy recepcji. Na szczęście do procesu rejestracji przystąpiła inna pani. Wg mojej skromniej opinii, pani powinna przywitać mnie szerokim uśmiechem i słowem dzień dobry. Nic takiego się nie stało, pani - prawdopodobnie ceniąca swój czas - od razu przeszła do formalności. Po założeniu karty, podaniu danych kontaktowych itp. nagle zza kontuaru wyłoniła się ta sama starsza pani, co próbowała parę minut wcześniej bezskutecznie przegonić psa. Odgoniła młodszą koleżankę, która rozpoczęła rejestrację nowego pacjenta, słowami: "Ty już sobie idź, bo Ci się spieszy, ja dokończę. Wzięłaś kasę?". Na co koleżanka zaprzeczyła, więc wyciągając szybko wnioski pospiesznie wyciągnęłam odpowiednią kwotę i wręczyłam strażniczce przychodni. Pani wzięła pieniądze, wręczyła kartę i rzuciła na odchodnym "pierwsze piętro, pokój nr 1". Podziękowałam i udałam się na górę. Kiedy opuszczałam przychodnię, historia z psem się powtórzyła. Z tym, że tym razem skomentowałam zachowanie starszej pani wspierającej się drzwiami do przegonienia psa, słowami "on nie ugryzie". Na co usłyszałam szereg wręcz agresywnych zdań pod adresem nieświadomego całego zamieszania psiny. Moja ocena jakości obsługi tejże przychodni jest jak najbardziej subiektywna i w związku z tym nie do końca sprawiedliwa. Może to, co w głównej mierze miało wpływ na moją opinię było związane z traktowaniem tego zwierzaka, a ja jestem taką psią mamą. Może... ale wiem, że jako pacjent prywatnego gabinetu zostawiający, wg moich zasobów finansowych, sporą kwotę, oczekuję i mam prawo do uśmiechniętego i życzliwego personelu bez niepotrzebnego napięcia. Stres związany z wizytą u lekarza, który w każdym pacjencie występuje, nie powinien być potęgowany nerwową sytuacją w przychodni. Wiem, że moje życzenia może są nierealne w stosunku do publicznych instytucji, ale przynajmniej w prywatniej mogło by być lepiej, tym bardziej, że powstaje ich coraz więcej.