Opinia użytkownika: Mariusz_92
Dotycząca firmy: LOTOS
Treść opinii: W nocy wracając z sobotniego wypadu postanowiłem zatankować LPG na stacji paliw. Około pierwszej w nocy wjechałem na stację zostawiłem samochód koło dystrybutora i udałem się do sklepu. W środku jakieś przetasowania z towarem, wymiana prasy na aktualną itd, jak to w nocy. Zapytałem czy mogę zatankować gaz. Pan stojący najbliżej bardzo szybko udał się do dystrybutora i rozpoczął tankowanie. W środku kasjerka zapytała czy życzę sobie jeszcze coś zakupić, odpowiedziałem, ze nie i poczekałem na koniec tankowania. I w momencie płacenia lekko się zaniepokoiłem, że jakiś drogi ten gaz. Zapłaciłem kartą i wziąłem paragon. Na paragonie widniało 35,85 litra LPG. Do mojego zbiornika nigdy nie weszło więcej niż 33 litry i to wtedy gdy był już całkiem pusty. Zapytałem więc jak to możliwe, obsługujący dystrybutor pan powiedział tylko, że maszyna tak wskazała i nic więcej. Najprawdopodobniej padłem ofiarą oszustwa. Mechanizm jest prosty. Dystrybutor LPG posiada zawór główny i zawór na końcu węża. Gdy klient skończy tankować wąż jest pełny. zamykany jest zawór na końcu węża i ten prze dystrybutorze. Potem podjeżdża pracownik stacji swoim samochodem, podłącza wąż w którym jest kilka litrów gazu, ale nie otwiera zaworu głównego, gaz jako że jest skroplony spływa w dół, tj do zbiornika LPG w samochodzie, w wężu pozostaje tylko gaz w formie lotnej. wąż jest więc praktycznie pusty, pozostaje w nim tyle gazu, ze samochód nawet na tym nie odpali. Potem podjeżdża kolejny klient (ja) podłączają mi wąż do samochodu, i odkręcają zawór główny. Skroplony gaz wlewa się do węża i dopiero do samochodu, na koniec odpinają węża pełnego skroplonego gazu. Efekt jest taki, że płacę za gaz który zatankowałem, a dodatkowo za napełnienie węża. I tutaj najprawdopodobniej znajduje się moje 3 brakujące litry LPG, za które zapłaciłem, a którymi swój samochód napędza pracownik stacji.