Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Swissmed
Treść opinii: Byłam umówiona z dzieckiem na USG przezciemiączkowe. Rejestracji dokonywałam telefonicznie. Podczas rejestrowania się uzgodniłyśmy z rejestratorką, że wizyta będzie prywatna, czyli płatna (taką informację mają wtedy wpisaną w recepcji). Podczas rejestracji zapytałam też na które piętro mam się udać. W odpowiedzi usłyszałam, że taką odpowiedź uzyskam w dniu wizyty w recepcji na parterze. Gdy więc dotarliśmy do tejże recepcji bardzo się zdziwiłam, że pani nie wie gdzie robią USG przezciemiączkowe (a robi je w tej przychodni tylko jedna pani doktor - tego dowiedziałam się w momencie rejestracji.) Pani pytała mnie o nazwisko lekarza, którego ja akurat nie pamiętałam. Rzuciła więc jakieś nazwisko, ja odpowiedziałam, że chyba to nie to nazwisko, na co uzyskałam odpowiedź, że w takim razie mam iść na drugie piętro. Tak też zrobiłam. W recepcji na drugim piętrze poinformowałam panią, że przyszłam z dzieckiem na USG przezciemiączkowe. Pani od razu rzuciła: "Skierowanie proszę!" Odpowiedziałam, że nie mam. Pani znów rzuciła: "A to będzie wizyta płatna!?" Odpowiedziałam, że tak (i pomyślałam sobie, że przecież taką informację powinna mieć w komputerze, bo po co innego uzgadniałam to z rejestratorką przez telefon?). Następnie pani rzuciła: "90 złotych!" Pomyślałam sobie, że zapomniała dodać słowa "POPROSZĘ" Podałam pani kartę płatniczą. Pani bez słowa mnie skasowała i również bez słowa oddała mi kartę. Spodziewałam się w tej chwili słowa DZIĘKUJĘ, ale niestety nie usłyszałam go... Pani rzuciła jeszcze: "Gabinet nr 4!" Podeszliśmy pod gabinet. Przed gabinetem nie było nikogo. Mój mąż wrócił więc do recepcji i zapytał, czy w gabinecie ktoś jest i mamy czekać czy mamy wejść. Pani z oburzeniem odpowiedziała, że ona nie wie, i że mamy zapukać i wtedy pani doktor nas poprosi! Mąż zapukał więc do gabinetu ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Uchylił więc lekko drzwi i natychmiast je zamknął bo zobaczył na krześle czyjąś torbę. Poinformował mnie o tym i powiedział, że nie wie czy jest to torba lekarki czy jakiejś pacjentki ale na wszelki wypadek zamknął drzwi. Minęło 10 minut. Minęła też już godzina, na którą byliśmy umówieni. Mąż więc znów podszedł do recepcji zapytać jakie panują tu zasady, czy nadal po prostu mamy czekać czy może upomnieć się, że jesteśmy. Pani w recepcji znów z oburzeniem odezwała się, że ona nie wie, proszę zapukać to pani doktor poprosi! Pomyślałam sobie, że to bardzo dziwne, iż pani pracująca w recepcji nie wie jakie panują u nich zasady (bo w innych przychodniach wiedzą to doskonale). Więc znów zostaliśmy pozostawieni w naszej nieświadomości i lekkiej niepewności co mamy robić. Stwierdziliśmy, że skoro pani w recepcji - brzydko mówiąc - nas "olewa", no to aby nie zacząć się denerwować, my też musimy całą sytuację po prostu "olać". Więc odeszliśmy spod gabinetu do kącika zabaw dla dzieci i w najlepsze zaczęliśmy się z córką bawić. W dodatku chwilę później spotkałam koleżankę z pracy, więc zaczęłyśmy rozmawiać. W trakcie rozmowy wyszło, że była u tej samej doktor, do której my też czekamy. W międzyczasie pani doktor wzywała kolejnych pacjentów. Ale w związku z tym, że gabinet był na końcu i to za zakrętem, to nie usłyszeliśmy, jak wyczytuje nasze nazwisko. Dopiero poinformował nas o tym jakiś pacjent czekający przed innym gabinetem. Podeszliśmy więc pod gabinet. Tam stała już zniecierpliwiona pani doktor. Wizyta nie była miła. Pani doktor okazała się mało empatyczna, mało komunikatywna i w dodatku bardzo narzekająca. Narzekała, że ciemiączko małe, że późno przyszliśmy, że po co to badanie robimy, itd. No ale ostatecznie, mimo narzekań, że małe ciemiączko udało jej się wszystko zobaczyć. Po wyjściu z gabinetu kolejny pacjent zapytał nas czy może już wejść (jego wizyta też już była opóźniona). Odpowiedziałam, że nie wiem, bo nie poinformowano nas jakie tu panują zasady ale może niech spróbuje zapukać tak jak nam to radzono. Pacjent zapukał i nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Uchylił więc lekko drzwi i w tym momencie dostał solidny ochrzan od pani doktor, że ma nie wchodzić, bo przecież ona go poprosi!!! No skąd miał to pacjent wiedzieć, skoro nie wiedzą tego nawet w recepcji??? Pacjent usiadł ponownie na krzesełku machając ze zdumienia rękoma... Potem rozmawiałam jeszcze z koleżanką, która była przed nami u tej samej pani doktor. I opowiadała jak cała sytuacja wyglądała z jej punktu widzenia. Mówiła, że w momencie, gdy mój mąż uchylił drzwi pani doktor burknęła pod nosem, że przecież tu jest pacjent. Ale burknęła to do siebie bo zrobiła to tak cicho, że my nie mieliśmy szansy tego usłyszeć. A czy nie bardziej kulturalnie byłoby powiedzieć: proszę poczekać??? Mielibyśmy jasność, że lekarz wie, że czekamy i że mamy spokojnie zaczekać. A panie w recepcji... czyż one nie powinny poinformować jakie panują zasady?! Przecież wystarczyło by, że poinformowano by nas: proszę czekać pod gabinetem, pani doktor poprosi. I wszystko byłoby jasne. W innych przychodniach (np. w Endomedzie) w recepcji uzyskuje się informację czy ktoś jest przede mną lub za kim będę wchodzić. Informują także jeśli jest jakieś opóźnienie i trzeba trochę poczekać. To dopiero jest profesjonalizm!!! A w Swissmedzie panie w recepcji wcale nie mają w przychodni więcej gabinetów niż w Endomedzie (a chyba nawet mniej). No ale czegóż wymagać od pani w recepcji, która ma przed sobą wywieszony wielki płaski telewizor i non stop ogląda seriale. A jak ją znudzi serial to gra w kulki na komputerze.... :-((( Drogie panie recepcjonistki TO NAPRAWDĘ WIDAĆ CZYM SIĘ ZAJMUJECIE!