Opinia użytkownika: Agacia
Dotycząca firmy: Carrefour
Treść opinii: Miałam zamiar kupić tylko bułkę tartą, ale jedynym sklepem spożywczym, jaki był mi po drodze i byłby otwarty (w końcu niedziela to w Polsce dzień święty), okazał się hipermarket Carrefour. Muszę przyznać, że jak na tak duży sklep w niedzielne popołudnie (czas rodzinnych wypraw zakupowych wielu osób), wszystko było czyste i poukładane. Nie było też braku w zatowarowaniu, a to wyjątkowo cenię sobie, jeśli chodzi o duże markety, bo często dotyka mnie ten problem. Nie spieszyło mi się wyjątkowo bardzo, więc postanowiłam przejść się między regałami. Chwilę wcześniej, w innych (znacznie droższych) sklepach szukałam "czegoś ładnego", ale nic nie przykuło mojej uwagi. Zdziwiłam się zatem, że w Carrefourze znalazłam spódnicę w bardzo (!!!) atrakcyjnej cenie 39.99, która, pomijając nawet cenę, stanowiła niemal spełnienie moich marzeń ubraniowych. Postanowiłam przymierzyć ją, więc po znalezieniu mojego rozmiaru - tu również plus, bo dostępna była pełna rozmiarówka 34-50 i to po kilku egzemplarzach każdy - udałam się do przymierzalni. Przymierzalnia, jak można się spodziewać, nie była rewelacyjna, a kamery przyczepione do sufitu widocznie ustawione były tak, aby po odbiciu w lustrze idealnie widoczne było, co dzieje się wewnątrz (czyżby było to obejście przepisów zabraniających "kamerowania" w przymierzalni...?). Na uwagę zasługuje też obsługa - pracownica, która powinna siedzieć, pilnować i wydawać numerki, była tylko "na dochodne" i co jakiś czas przychodziła tylko pokrzyczeć na klientów "proszę wystawić koszyk przed przymierzalnię!" albo "proszę nie brać tyle na raz!". Może gdyby była na miejscu, nie byłoby tych nerwów. Dodatkowo, przez jej nieobecność, wszyscy wchodzili śmiało z całymi zakupami przez "pikającą" bramkę mającą sprawdzać, czy nie wnosimy do przymierzalni nic, co byłoby własnością sklepu, a czego nie poddaliśmy do sklepowego "oclenia" w postaci numerka. Bramka pikała zatem niemiłosiernie, bo ruch był dość spory. Po przeprawie z przymierzalnią (mimo wszystko pozytywnej, bo nie musiałam długo czekać, a czego wymagać od marketu), udałam się na poszukiwania bułki tartej. Oczywiście, po drodze do bułki dołączyło jeszcze kilka innych potrzebnych-inaczej produktów, ale to pewnie efekt "promocji", pod którymi w Carrefourze uginają się półki. Co prawda warzywa czy owoce były świeże i wyglądały świetnie - choć nie przyglądałam im się jakoś wyjątkowo dokładnie, ale pieczywo, mimo ładnego wyglądu, było dość nieświeże z małymi tylko wyjątkami. Na pozytywną wzmiankę zasługuje dział kosmetyczny - dawno już nie widziałam tak schludnie i logicznie zorganizowanego działu kosmetycznego, zwłaszcza, że "kolorówka" była bardzo bogata w marki i gamę dostępnych produktów. Aby uniknąć kolejki, udałam się do kasy samoobsługowej, gdzie jedna z na pewno najstarszych pracownic sklepu stała dumnie i dyrygowała kolejnymi obsługującymi się klientami. Ja sama w trakcie mojego krótkiego pobytu przy kasie usłyszałam kilka komentarzy do tego, co kupuję, w jakiej kolejności skanuję, że za szybko/za wolno/cały czas "mryga" dioda, a na koniec hit:"co pani?! najpierw pakuje?! ciekawe, kiedy zapłaci?!". Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że kasjerka (mimo że spódnicę obmacała, czy przypadkiem nic w niej nie wynoszę) nie odpięła mi magnetycznego zabezpieczenia. Mam nadzieję, że w Carrefourze bliżej domu trafię na bardziej sympatyczną obsługę, która nie będzie robić problemów z odpięciem magnesu