Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: Asupra

Dotycząca firmy: BP

Treść opinii: Parkując na parkingu baru, który jest odpowiedniej wielkości zdecydowaliśmy się zjeść obiad w barze bp. Weszliśmy bocznym wejściem, aby skorzystać wcześniej z toalety. Stan toalet pozostawiał wiele do życzenia, bynajmniej damskiej, ponieważ oby dwie kabiny miały uszkodzone zamykania. Umyłam tylko ręce w jednym z dwóch zlewów, z czego drugi był cały popękany i wyglądał nieestetycznie. Wchodząc na salę baru, gdzie z przedsionka znajduje się bezpośrednie wejście na nią zauważyliśmy kartkę z odręcznym napisem na brudnych i nieestetycznych drzwiach "Wejście obok". Drzwi były jednak uchylone i widziałam klientów wchodzących przez nie i wychodzących, więc również weszliśmy. Będąc już w pobliżu baru mijaliśmy kelnerkę z półmiskiem, która na nasze powitanie wyjechała podniesionym głosem ze zdaniem "Wejście jest tam!". Ale skoro już byliśmy w lokalu to mieliśmy się wrócić i przejść budynek dookoła i wejść z drugiej strony?! W lokalu odbywało się przyjęcie komunijne z tego co wywnioskowaliśmy, ponieważ część gości siedziała za drewnianymi parawanami i nawet wchodząc tamtym wejściem od toalet nie było możliwości aby im przeszkodzić, aby zaingerować w ich prywatność podczas imprezy komunijnej. W dalszej części lokalu znajdowały się cztery stoliki z krzesłami z których korzystali goście baru. Usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików biorąc menu, które było mocno podniszczone i mało eleganckie. Gdy zdecydowaliśmy co zjemy podeszłam do baru złożyć zamówienie, a chłopak poszedł do ubikacji. Kasjerka, dziewczyna ok. 25 lat o długich czarnych włosach znajdująca się za ladą dłuższą chwilę udawała zajętą, po czym podniosła wzrok z pytaniem co podać. Na początek powiedziałam "dzień dobry", na co kasjerka niedbale odpowiedziała. Złożyłam zamówienie, jednakże zapytana o napój poprosiłam o sok z marchwi, który dostępny był w karcie jako świeżo wyciskany. Przy kasie okazało się, że soku ani marchwiowego ani żadnego wyciskanego na miejscu nie ma... Zrezygnowałam z napoju biorąc dla chłopaka cole, który podszedł i poprosił kelnerkę o szklankę, gdyż nie były one w zasięgu ręki klientów. Pani podała dwie szklanki, z czego jedna była brudna, miała zacieki i smugi. Wymieniła ją na nieco mniej brudną, po czym wyskakując z tekstem nieco aroganckim tonem do chłopaka, że wejście i wyjście jest tam, wskazując ręką główne drzwi. Zapytaliśmy dlaczego, dziewczyna odpowiedziała, że jest komunia i tamto wejście jest tylko dla gości komunii. Zdumieni zapytaliśmy więc dlaczego skoro jesteśmy również gości lokalu to mamy chodzić na około do toalety?! Kasjerka ucięła zdanie, że to nie jest jej wymysł. Hmm, kierując się tą logiką to może powinni zamknąć lokal dla klientów indywidualnych na czas imprezy, albo poinformować gości tamtej imprezy, że przysługuje im określona część lokalu, wtedy może pomiędzy naszym krzesłami nie biegały by dzieci odbijając piłki nożnej o płytki tuż przy naszym stoliku... Jako czas oczekiwania na zamówienie podano ok. 15 min. Usiedliśmy przy stoliku, który musieliśmy sami przetrzeć, gdyż były na nim okruchy po poprzednich klientach. Co najlepsze pod stolikiem leżał spory kawałek mięsa z sałatką... Kelnerki cały czas nosiły półmiski z potrawami do części lokalu gdzie odbywała się impreza. Każda z pań była ubrana inaczej, dominowała kolorystyka biało czarna, ale czarna mini z cekinami i dekolt do pępka bawełnianej bluzeczki już nie były eleganckie. Żadna z kelnerek nie miała fartuszka. Wystrój lokalu nie zmienił się od lat. Blaszany stolik na kółkach przypominający jeden z tych szpitalnych do rozwożenia jedzenia z kartką "zwrot naczyń", obok stojak na gazety, które leżały w nieładzie i bez okładek, a przy nich trzy zepsute krzesła. Nad barem znajdowały się zakurzone sztuczne zielone liście przeplatane z czerwonymi gwiazdkami, czyżby pozostałość po Walentynkach? Na jedzenie czekaliśmy 20 minut. Ja zamówiłam kotlet schabowy po kowalsku, czyli zapiekany z pieczarkami i serem żółtym, gdzie 150 g mięsa w karcie kosztuje 12 zł. To co miałam na talerzu na pewno nie ważyło 150 g, a pod serem pieczarki były, ale konserwowe drobno posiekane... Cały kotlet smakował octem!!! Zjadłam samo mięso i obiecałam sobie, że była to moja ostatnia wizyta tam. Arogancka i opryskliwa obsługa i do tego marna jakość jedzenia, w lokalu w którym się nie dba o jakość obsługi, tylko o to czy dobrze jest wyeksponowany dekolt...