Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Pueblo
Treść opinii: Dzisiaj, tzn. w niedzielę 25 marca 2012 r., odwiedziłam wraz z mężem i przyjaciółką restaurację Pueblo, mieszczącą się na gdańskiej Starówce. O godzinie 15: 50 zarezerwowałam osobiście stolik na godzinę 17:00. Niestety, ale rezerwacja telefoniczna nie była możliwa (próbowałam dokonać jej kilkukrotnie dzisiaj i wczoraj, ale nie mogłam się do Pueblo dodzwonić; wczoraj wysłałam nawet maila z zapytaniem o rezerwację, jednak nie otrzymałam żadnej odpowiedzi). W restauracji tej panuje duży ruch, jednak kontakt i dokonywanie rezerwacji pozostawia wiele do życzenia... Po przyjściu do Pueblo, zostaliśmy dostrzeżeni i przywitani przez kelnerkę. Otrzymaliśmy informację, iż trzeba będzie poczekać jeszcze chwilę na stolik, jednak minutę później wskazano nam miejsce, które możemy zająć. Usiedliśmy i zaczęliśmy przeglądać menu. Chwilę później zjawiła się bardzo sympatyczna kelnerka z prośbą o… zmianę stolika. Dowiedzieliśmy się, że z jej winy nastąpiła pomyłka, że ma przyjść większa grupa klientów, która usiądzie przy "naszym" stoliku. Poproszono nas o zmianę miejsca. Kelnerka zaprowadziła nas do prawego skrzydła restauracji i wskazała 3-osobowy stolik (ława + 2 krzesła), jednak z uwagi na bardziej komfortowe miejsce obok (była tam ława w stylu „rogówki”), zapytaliśmy się o możliwość zajęcia ów stolika – nie było problemu. Rozsiedliśmy się wygodnie i po dokładnej analizie menu, bogatego w wiele tradycyjnych dań kuchni meksykańskiej, zdecydowaliśmy się na zamówienie przystawek (1.Carpaccio z polędwicy wołowej z oliwą z wędzonej papryki chipotle podane z pieczywem; 2.Panierowane krążki kalmarów z sosem czosnkowym) oraz "dań głównych" (Fajitas w wersji Combo oraz Łososia pieczonego z salsą z papryk, oliwek i kaparów, podanego z ryżem i sałatką). Do picia zamówiliśmy dużego Heinekena, Desperadosa i sok pomarańczowy. Chwilę po podjęciu decyzji w kwestii zamówienia, przed naszym stolikiem pojawiła się kelnerka (tym razem inna). Trzeba przyznać, że przyszła w idealnym momencie - nie za szybko i nie za późno - i przyjęła zamówienie. W restauracji było czysto, w tle słychać było meksykańską muzykę (nie za cicho, nie za głośno, w sam raz), a wystrój.... Wystrój jest chyba największym atutem restauracji Pueblo! Pięknie, klimatycznie, każdy szczegół jest tam dopracowany - od poduszek, poprzez kocyki na ławach, bieżniki na stołach, dywaniki, obrazki, wazony... Kaktusy, rozmaite dekoracje (m.in. sombrero, fontanna) ciekawe lampy, świeczniki, malowidła na ścianach, drewniane krzesła w oryginalnych kształtach... Ściany są pomarańczowe i żółte, a cała gama odpowiednio dobranych kolorów, pasków i pstrokacizny sprawia, że restauracja jest bardzo przytulna i człowiek czuje się, jak by znalazł się w Meksyku! Łazienka również była bardzo zadbana. Odwiedziłam toaletę damską i bardzo spodobało mi się to, że nie spotkały mnie przykre niespodzianki pod tytułem: przykry zapach, brak papieru, mydła czy niedziałająca suszarka do rąk tudzież brak ręczników jednorazowych czy brudne lustro. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Wchodząc do łazienki miało się wrażenie, że trafia się do ubikacji w jakiejś meksykańskiej knajpce. Wszystko za sprawą odpowiedniej stylizacji – kolor ścian, styl wykonania drzwi, podłoga, oświetlenie, zabudowa, umywalki, ciekawe baterie… Miałam co prawda niewielki problem ze spłukaniem mydła z dłoni, spodziewając się fotokomórki, jednak metodą prób i błędów doszłam do tego, że przy pierwszej od wejścia do łazienki umywalce znajduje się „wajcha”, która odpowiedzialna jest za sterowanie dostępem do wody. Kiedy wychodziłam z toalety moim oczom ukazały się dwa krzesełka dla niemowląt. Wróciłam do stolika, a chwilę potem podano spory zapas sztućców, przystawki, alkohole, sok i sosy ( do Carpaccio: sos balsamiczny oraz pieczoną fasolę; do Fajitas: mus z avocado, pieczoną fasolę, śmietanę i salsę Pico de Gallo). W kielichu, wypełnionym kawą ziarnistą paliła się świeczka, a w powietrzu unosił się zapach panierowanych krążków kalmarów. Wszystko było pyszne (Carpaccio przepięknie ozdobiono kolorowym pieprzem, kaparami, rukolą i koperkiem!), a porcje były wystarczająco duże na odpowiednio dużych, a przy tym bardzo ładnych talerzach. Kiedy skonsumowaliśmy przystawki, kelnerka zabrała z naszego stolika talerze, a niedługo potem przyniosła dania główne. Zgodnie z opisem w menu, Fajitas podane zostało na gorącej patelni z papryką, cebulą i serem. Do tego 2 tortille na osobę. Bardzo mi ono smakowało, aczkolwiek wołowina była dosyć „żylasta”, ciągnęła się (wersja „Combo” zakładała kurczaka z wołowiną). Mój mąż natomiast bardzo zachwalał łososia! Stwierdził nawet, że wystawia mu ocenę bardzo dobrą (celującej doczekał się póki co jedynie łosoś serwowany w restauracji Nautilus). Uczta dobiegła końca, jednak atmosfera w Pueblo była tak cudowna, że zamówiliśmy sobie jeszcze po jednym Heinekenie. Płatność dokonana została kartą, a każde z nas otrzymało po dwie gumy do żucia. Czas na podsumowanie. Kontakt z restauracją i początkowe problemy ze stolikiem sprawiły, że moje pierwsze wrażenie nie było zbyt pozytywne. Obsługiwały nas dwie kelnerki - druga ani razu się nie uśmiechnęła. Wołowina nie była idealna. Generalnie jednak wygląd restauracji, smak i wybór serwowanych w niej potraw, magia, urok i wyjątkowość jej charakteru sprawiły, że z pewnością jeszcze nie raz wrócę do Pueblo.