Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: New Yorker
Treść opinii: Do sklepu New Yorker trafiłam szukając kurtki/bluzy/katany na wiosnę w Galerii Victoria. Sklep wydawał się tego dnia nieco zaniedbany i "porzucony" przez pracowników - być może to wina tego, iż był poniedziałek przed godziną 15:00, może w bardziej "chodliwym" czasie widać większe ślady obecności obsługi. Zobaczyłam kurtkę, która od razu mi się spodobała. Z jej zdjęciem z wieszaka było trochę problemu, bo wisiała wysoko (kurtek było kilka sztuk i musiałam wśród nich wypatrzyć odpowiedni rozmiar), ja mam 1,53 wzrostu, a w pobliżu nie było nikogo z obsługi, kto pomógłby zdjąć ubrania z wieszaków. Wzięłam w końcu tę samą kurtkę w dwóch rozmiarach i udałam się do przymierzalni. Zauważyłam, że kurtki mają plamki (to zapewne wina klientek, które mierzyły wcześniej), ale zmierzyłam, żeby się zorientować, czy któryś z rozmiarów mi odpowiada. Uznałam, że jedna jest całkiem dobra, ale chciałam jeszcze pooglądać towar w innych sklepach w galerii. Odwiesiłam więc kurtki (niestety nie na ten sam wieszak, z którego wzięłam, tylko wieszak niżej, ponieważ nie udało mi się dosięgnąć) i wyszłam. Obeszłam pozostałe sklepy i wróciłam do New Yorkera po ok. 15 minutach. Kurtki nadal były w miejscu, gdzie je odwiesiłam. Wzięłam jedną z nich jeszcze raz przymierzyć. W przymierzalniach nie było miejsca, żeby powiesić torebkę ani ubrania, w których weszłam, bo na wieszakach w kabinach były ubrania pozostawione przez innych klientów. Upewniłam się, że kurtka jest dobra, następnie wzięłam z wieszaka drugą w tym samym rozmiarze ale bez plamek (tę z plamą zostawiłam) i udałam się do kasy. Przy kasie nie było pracowników. Zaczęłam się rozglądać. W oddali w drzwiach zaplecza stał pan, który rozmawiał z kimś, kto był na zapleczu. Spojrzał w moją stronę i widząc, że kogoś wypatruję, zaczął iść w moją stronę. Gdy dotarł, zapytał, czy ja do kasy. Potwierdziłam, więc pan powiedział, zawoła kolegę i poszedł w głąb sklepu. Po chwili zjawił się kolega-kasjer, który zadzwonił telefonem wzywając koleżankę. Skasował moje zakupy (był uprzejmy). Zjawiła się jego koleżanka, ale on powiedział, że wołał drugą, żeby przyszła i stała w tej części sklepu, bo nikogo tu nie ma. Po zapłaceniu wyszłam ze sklepu.