Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: TOP Market
Treść opinii: Dziś jestem na Ursynowie. Właśnie wyszłam ze stacji metra.Po jednej stronie widzę szyld supermarketu Marc Pol po drugiej stronie ulicy KEN dużą kostkę reklamową z logotypem Top Marketu na dachu osobliwego pawilonu handlowego.O nie do Marc Pol, po doświadczeniach niedzielnych zakupów to ja na pewno nie pójdę.Zostaje Top Market który też nie jest moim ulubieńcem to mimo wszystko „podpadł’’ mi mniej a i fakt że każdy top market jest inny i prowadzony przez inny podmiot gospodarczy to pozostaje mi żywić nadzieję ze zakupy w nim takie złe nie będą.Obieram więc kierunek na owy Top Market. Kilkadziesiąt kroków ulicą Bartoka i jestem. Ale czy aby na pewno? Zdaje mi się jakbym sklep zaszłą od tyłu.Tu jest rampa dostawcza, betonowa płyta na wysokość bez barierek, ale też metalowe zielone schody nieco przyrdzewiałe, ale już z barierką/balkonikiem.Widzę też że fragment zewnętrznej ściany zasłonięto propylenową, materiałowo foliową zasłoną z malunkiem stylizowanym na widok frontu wiejskiego domku z czerwonymi okiennicami.Powyżej też jest duża prostokątna plansza wskazująca na sklep spożywczy.Są też drzwi otwierane jak się później okaże automatyczne, rozsuwające się na boki.Żółte ramy w których umieszczono szyby. Szyby które są zaklejone w dużej mierze przez kartki formatu akademickiego z ofertą promocyjną.A wić jednak to nie zaplecze a wejście jedno z dwóch jak się później okaże.Ale przyznam się szczerze że wizualnie ten punkt nie wygląda dobrze i raczej odstrasza.Na dole pod pionową częścią rampy stoi zdezelowana kanapa z napisem nie zastawiać.Niedopałki , brudno i nie bezpiecznie.Ale cóż miejsca nie znam jestem tu po raz pierwszy.Ryzyk fizyk i wdrapuję się po przerdzewiałych schodkach na górę.Wchodzę do sklepu.Dość tu ponuro i ciasnawo.Sztuczne oświetlenie raczej marne. Aranżacja zdaje się nie przemyślana nastawiona na maksymalne zatowarowanie i zastawienie powierzchni.Kubatura lokalu też do tego ciut się dokłada. Od razu obieram kierunek na napoje, zauważam też pracownika dokładającego towar.To jego zamierzam się zapytać o puszki energetyków których nie widzę na regale, odwracam się i sama je spostrzegam na wyspie, bezpośrednio wyeksponowane na podłodze ułożone w słupku na paletkach tekturowych które to pełnią rolę opakowań zbiorczych i które pozwoliły na zbudowanie takiej właśnie konstrukcji.Owe paletki, należy zauważyć dodatkowo pojedynczo foliowane a więc całość jest dość stabilna.Zapomniano tylko przyczepić ceny.Czytnika też nigdzie zlokalizować nie mogę.Biorę dwie puszki z postanowieniem że zapytam się na kasie ile one kosztują i albo kupię albo nie.Proste.Na drugim krańcu sklepu mam pieczywo i regał chłodnie w nim kanapki. W tekturowym o niskich rantach kartonie wyłożonym pergaminem leżą sobie ryby.Wędzona makrela jest hermetycznie popakowana, dzielący z nią karton łosoś leży luzem.Cierpnie mi skóra gdy sobie pomyślę że każdy na nie go chucha i czego nie mogę wykluczyć maca szukając nie wiadomo czego lub wiadomo kawałków pozornie najlepszych.Dość o rybie. Znajduję kanapkę.Dwa boksy kasowe bez obsady.Podchodzi jeden sprzedawca.Młoda dziewczyna o delikatnej budowie ubrana w polarową mocno spraną i wyblakła zieloną z żółtymi wstawkami rozpinaną bluzę nie ma identyfikatora.Ma za to czarne dziergane rękawiczki na dłoniach.Nie odpowiada na moje dzień doby, unika kontaktu wzrokowego.Jest zirytowana.Walczy z kodem na kanapce.Skanuje.Brak jest go w systemie.Wpisuje ręcznie cyferki.Za nic kanapka nie ma zamiaru się podać nabiciu na kasę.Pani sprawdza jeszcze listę produktową w komputerze.Przez ten czas tak jak i na początku minę ma zaciętą , wzrok skierowany na klawiaturę.Co to ma być.Ok. Każdy może mieć gorszy dzień ale dzień dobry powiedzieć można, i nerwy ukryć toć przecież jak się jest się w pracy to swych frustracji na kliencie nie powinno się wyładowywać.Ale nic.Walka z kanapką trwa.Kasjerka woła panią Alę.Odpowiada jej druga starsza, mówiąca z rosyjskim akcentem koleżanka.Czy pai Ala tego nie wiem, ale wiem że w końcu kanapka zostaje uwzględniona w rachunku.Pani burkliwie podaje kwotę do zapłaty.Wydaje, rzuca resztę , za resztą na blacie ląduje paragon.Moje dziękuję i dowidzenia pozostaje znów bez odpowiedzi.Wychodzę drugim wejściem/wyjściem.Tak znajduję się na antresoli tego dość osobliwego punktu handlowo usługowego.A zakupy to koszmar.Wybór sklepu nie był trafny.Fatalna obsługa.Wielce nie grzeczna.I właśnie postawa karierki tak mnie do tego miejsca usposobiła.Asortyment też wystawiony chaotycznie, ciężko się po sklepie poruszać. Nie mamy możliwości sprawdzenia ceny, a cenówek często brak.Od ulicy Bartoka wejście prezentuje się gorzej niż źle.Od drugiej strony tej od dziedzińca rozległego pawilonu nie co lepiej i czyściej.Elewację zdobią dzikie grafiki.Na paragonie czytam:Dziękujemy i zapraszamy ponownie.Raczej nie.