Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik

Dotycząca firmy: Ryanair

Treść opinii: Moja przygoda z Ryanem zaczęła się od ich strony internetowej: niezbyt atrakcyjnej, ale przejrzystej, intuicyjnej i wygodnej w użyciu. Wszystkie informacje zostały prawidłowo przetłumaczone i procedura rezerwacji i opłacenia biletu trwa kilka minut. Wybrałem opcję powiadomień SMS – wiadomość (i maila) dostałem w kilka minut po rezerwacji. Podczas kilku tygodni oczekiwania na wylot odstałem trzy maile (w tym jeden w całości po angielsku) przypominające o odprawie online i warunkach korzystania z usług RyanAir. Maile były jasne i zrozumiałe, ale nieprawidłowo sformatowane. W międzyczasie zmieniła się godzina odlotu (o kilka minut), ale nie zostałem o tym poinformowany SMSem ani mailem, zauważyłem to dopiero po odprawie online! Sam lot zaczął się od kolejki na lotnisku: najwyraźniej tylko jedna z pracownic na bramce mówiła po francusku (samolot leciał do Paryża), pozostałe kaleczyły angielski. Kiedy starsza Francuzka chciała wejść na pokład z kilkoma sztukami nieopłaconego bagażu przy bramce zrobił się korek, a pracownice zaczęły się przekrzykiwać w swoich dialektach... Lecieliśmy Boeingiem 737-800: w samolocie było czysto, siedzenia były wygodne (więcej miejsca niż w Airbusach), ale luki bagażowe okazały się zbyt małe nawet na bagaże podręczne i kurtki. Kiedy okazało się, że nikt z obsługi nie mówi po Polsku, nikt nie przypomniał pasażerom, że bagaż można położyć pod siedzeniem. Pracownicy na pokładzie byli schludnie firmowo ubrani, jednak nie mówili po Polsku, słabo też porozumiewali się po Angielsku. Trzej młodzi Brytyjczycy natychmiast uczynili sobie z nich żarty, siląc się na możliwie niezrozumiały akcent i co chwila zaczepiając obsługę. Trwało to przez cały lot, ostatecznie obsługiwał ich steward najlepiej radzący sobie z językiem wyspiarzy (ciągle z problemami). W samolocie nie było nawet nagrań z poleceniami po Polsku. Obsługa bez zaangażowania proponowała pasażerom dodatkowe zakupy. Nie był to mój pierwszy lot do Paryża, więc po dwóch godzinach zorientowałem się, że coś jest 'nie tak'. Dopiero przy lądowaniu zauważyliśmy, że lądujemy w niesamowitej mgle. Po przyziemieniu bardzo ostro hamowaliśmy, jednak sam moment zetknięcia się kół z płytą lotniska był niemal nieodczuwalny. RyanAir był i pozostanie dla mnie wyborem awaryjnym. Maleńki dozwolony bagaż podręczny, niekomunikatywna obsługa na lotnisku czy nawet brak polskojęzycznych nagrań na pokładzie czynią ich usługi mniej atrakcyjnymi w porównaniu do ofert konkurencji. Biorąc pod uwagę, że lotniskiem po francuskiej stronie jest Beauvais (a nie CDG) cena również nie jest aż tak atrakcyjna, bo należy do niej doliczyć 15 eur za przejazd do Paryża. Natomiast po raz pierwszy lądowałem w tak gęstej mgle i muszę przyznać, że piloci okazali się profesjonalistami (pasażerowie nie zdążyli się nawet przestraszyć).