Opinia użytkownika: Sharky
Dotycząca firmy: Cafe Castellari
Treść opinii: kawiarnia - lodziarnia mieści się w centrum miasta, w reprezentacyjnej alei, będącej jednocześnie ważnym szlakiem turystycznym miasta Szczecin. Po wejściu do lokalu spostrzegłam, że przebywa w nim relatywnie niewielu klientów. Zajęliśmy miejsca przy jednym z wolnych stolików i zapoznaliśmy się z ofertą. Dodam, iż na każdym stoliku znajdują się karty dotyczące kawy, napojów oraz deserów lodowych. W kawiarni znajdowało się trzech pracowników -pan Patryk (kelner; szczupły; wzrost ok. 170-175 cm; krótkie włosy koloru średni blond; z pieprzykiem po prawej stronie twarzy, nad górną wargą), pani, która przygotowywała desery (pani szczupłej budowy ciała i czarnych włosach średniej długości, do ramion , z grzywką) oraz pan (nie wiem, czemu służyła jego obecność - pan o blond mocno wystylizowanych włosach, przeciętnej budowy ciała). Po dłuższej chwili wyczekiwania i dawaniu sygnałów niewerbalnych podszedł do nas kelner i zniechęconym głosem zapytał: "Co podać?". Pan nie był miły, ale trudno - pomyślałam. Zamówiłam dla siebie (tradycyjnie) deser "Bakaliowy". Drugi zamówiony deser to "Mocca". Przypomnę, iż w lokalu panował niewielki ruch, wręcz zastój. Ma to szczególne znaczenie, bo na deser przyszło nam dłuższą chwilę czekać. To, co dostaliśmy to była karykatura deseru, zwłaszcza bakaliowego. Na pierwszy rzut oka - brak ozdób w postaci wafelków oraz ażurowych czekoladek i posypek. Nic to... W moim deserze - BAKALIOWYM - zauważyłam jednego (dokładnie jednego!!!) orzeszka ziemnego, jednego (tylko jednego!!!) orzecha laskowego i kilkanaście rodzynek. Poprosiłam zatem pana kelnera (przedstawił się jako Patryk, gdy zapytałam o imię) o dołożenie bakalii, ponieważ zamawiałam deser bakaliowy. Pan nerwowo odpowiedział, że "tu są bakalie". Zapytałam zatem: "Gdzie? Ja prócz dwóch orzeszków i kilkunastu rodzynek nie widzę bakalii.". Pan odburknął: "Orzechy poszły jako pierwsze i są na dole" i zaczął się oddalać. Pan był wyjątkowo niemiły, wręcz ordynarny. Mało tego, pan udał się w stronę baru i do swojej koleżanki na jej pytanie: "o co chodzi?", na cały lokal odpowiedział: "Mało jej bakalii". Potem między nimi narodziła się dyskusja o klientach. Wszystko to działo się podczas obecności klientów na sali! Wiedziałam już, że nie ma sensu żadna dyskusja, więc stwierdziliśmy, że zapłacimy za to "byle co" i więcej tu nie zajrzymy. Przesunęliśmy pucharki deserów na skraj stolika, werbalnie i niewerbalnie dawaliśmy znaki kelnerowi. Mówiąc kolokwialnie - ślepy by zauważył, a ten nic. Patrzył na nas i nie reagował. Sytuacja absurdalna i tak żenująca, że aż nas, w całym swym bezsensie, rozbawiła. Po 15 minutach postanowiliśmy jednak wstać od stolika, bo czuliśmy się nieco "uwięzieni". Kiedy ubraliśmy nasze palta, pan kelner (w całej swej łaskawości) podszedł i podał kwotę do zapłaty (32 zł). Po prostu podszedł i tonem nieznoszącym sprzeciwu wymówił trzy słowa. Pan był skrajnie nieuprzejmy, niemiły, nieżyczliwy. Pani za ladą również - dyskusje na temat klientów (nie tylko nas, ale i innych), zwłaszcza przy klientach nie leżą przecież w zakresie obowiązków zawodowych tych państwa. Pan wyraził wielkie zdumienie, kiedy poprosiłam go o paragon. Więc to kolejna rzecz, która w tym lokalu jest wielce nieprawidłowa. Dodam, że w tej kawiarni bywałam dość często. Od tej wizyty nie zamierzam. Naturalnie NIE POLECAM, wręcz ODRADZAM.