Opinia użytkownika: Unique
Dotycząca firmy: Szpital w Wysokiem Mazowieckiem
Treść opinii: Oddział ortopedii. Moja 86-letnia babcia 15 czerwca br. upadła tak niefortunnie, że zlamała ręki i biodro. Pomocy udzielił jej szpital rejonowy w Wysokiem Mazowieckiem. Rękę złożono jej tego samego dnia, gdy tam trafiła, zaś na złożenie biodra musiała czekać aż 3 dni ze względu na długą kolejkę oczekujących. Doczekała się - wstawiono jej 4 druty w nogę w celu powiązania ze sobą tego co się połamało. Dzielnie i cierpliwie znosiła proces zrastania, nawet powoli zaczynała chodzić, gdy okazało się, że ów druty rozpoczęły migrację w ciele i trzeba je wyjąć. Zrobiono to 6 października, a dnia nastepnego miała zostać wypuszczona do domu. I tu zaczyna się "telenowela". Godzinę przed wypisem zadzwonił lekarz, który te druty i wkladał i wyjmował i poinformował nas, że nic się nie dzieje, ale babcia zostanie wypisana dopiero w sobotę. Po przybyciu do szpitala okazało się, że jakimś cudem z 4 drutów 1 zostal niewyjęty!!! Jak to możłiwe? Do tej pory się zastanawiam. Po to przecież jest karta szpitalna, aby do niej zerknąc przed zabiegiem, aby wiedzieć co się robi. Gdy sama do niej zerknęłam moje oczy zmieniły kształt na 5-złotówki: karta zawierała inf o złamaniach po prawej stronie ciała, a w rzeczywistości byla to lewa strona... Już to mnie zdziwiło, ale wówczas skupiłam się na złości nalekarzy za takie niedopatrzenie! Jeszcze tego samego dnia babcię poddano ponownej narkozie i znowu zaczęto jej grzebać w nodze. Wypisano zgodnie z oietnicami dnia nastepnego. W karcie z tego pobytu nikt nie wspomniał, że były dwa zabiegi wyciągania drutów, bo przecież po co przyznawać się do błędu oficjalnie? Miało być coraz lepiej, coraz mniej boleć, ale niestety było coraz gorzej. Po 2 tygodniach zawieźliśmy babcię na wizytę kontrolną (dodam jeszcze, że lekarz zapomniał oddać i książeczkę zdrowia i legitymację ubezpieczeniową babic - wszystko leżało w spzitalu i byl problem z zarejestrowaniem się na wixzytę, ale w końcu po długich tłumaczeniach paniom pielęgniarkom w przychodni, jakoś to odkręciliśmy). Zrobiono rtg, które wykazało (uwaga, uwaga) szczelinę w kości udowej!!! Nie bylo jej ani przy złamaniu, ani po złożeniu, ani po pierwszym wyciąganiu drutów! Aż tu nagle skądś się wzięła! Babcia sama sobie tego nie zrobiła, bo to niemożliwe! Lekarze tylko stwierdzili, że takie rzeczy się zdarzają, wesoło to nie wygląda, ale może się zrośnie... Trzeba leżeć kolejne 6-8 tygodni. Nie chcecie wiedzieć, co w tym momencie poczułam, co poczuła babcia (tak płaczącej nie widziałam jej dawno). Perpektywa spędzenia kolejnych dni unieruchomionej w łóżku już od 4 miesięcy przeraziłaby każdego. A szczelina pozostala po wyszarpniętym z nogi drucie. Panu doktorowi tak się spieszyło, że postawił na szybkość zamiast na jakość wykonywanego zabiegu. Szkoda tylko, że nie pomyślał o konsekwencjach. Prawdopodobieństwo zrośniciia się złamania u starszych osób maleje każdego dnia. Komentarz chyba jest zbędny :( Rada jedna: omijajcie ten oddział szerokim łkukiem. Nie dość, że mają bałagan w papierach, to jeszcze nie wiedzą co robią na sali operacyjnej. ZDECYDOWANIE ODRADZAM!!! Nie oceniłam tego maxymalnie źle tylko z powodu bardzo dobrej opieki ze strony pielęgniarek na tym oddziale. Kobiety wyrozumiałe i pomocne, a do tego bardzo miłe.