Opinia użytkownika: Astrum
Dotycząca firmy: Restauracja IKEA
Treść opinii: Odczekawszy niemiłosiernie długo w kolejce do kasy, wśród tłumu innych kupujących, i zakupiwszy wreszcie trochę drobiazgów, postanowiłam odpocząć i zjeść hot-doga w Ikei. Uwielbiam ikewskie hot-dogi. W każdym razie uwielbiałam je do tej pory, bo niestety okazało się, że procedura kupowania zrobiła się bardzo skomplikowana. Ustawiłam się w kolejce do bistro. Stojąc w kolejce obserwowałam z nudów zegar. Kolejka była duża, więc byłam ciekawa, ile zajmie czekanie na obsługę. Czekając zauważyłam, że pomiędzy mną a stanowiskiem obsługi ustawiono jakiś dziwaczny automat. Przyjrzałam się bliżej i okazało się, że to jest automat do kupowania produktów. Jak się domyśliłam, muszę w nim wybrać towar, zapłacić i kasjerka da mi, co sobie kupiłam. Kupiłam hot-doga, zapłaciłam i czekałam dalej. Zauważyłam, że do lodów jest w ogóle osobny automat, z osobną kolejką, należy sobie wrzucić pieniążek i maszyna wyda loda włoskiego. Czyli, jeżeli komuś zachciałoby się kawę i loda, to musi sobie postać w dwóch gigantycznych kolejkach. Faktycznie, udogodnienie. Za mną stanęła kobieta, która zaczęła kupować w automacie. Po zakończeniu transakcji włożyła do automatu banknot, który automat przyjął i zostawił sobie, nie wydając ani reszty, anie paragonu, ani nie dokonując zwrotu. Klientka odczekała kilka minut i podeszła do lady, przy której pracownice, młode dziewczyny, obsługiwały, aby zgłosić problem. Jedna z dziewczyn bezczelnym tonem zasugerowała, że klientka próbuje wyłudzić od nich pieniądze. Po kilku minutach jednak wyszła zza lady z miną oburzonej księżniczki i podeszła do urządzenia. Pozostałe dwie pracownice, wydające głównie hot-dogi, pracowały bardzo wolno, flegmatycznie i absolutnie nie spieszyły się. Obsługując klientów prowadziły między sobą prywatną rozmowę, okraszaną czasem służbowymi uwagami, w rodzaju "nie wyjmę bułek", "nie mam czasu włożyć parówek". Do automatu, który wciągnął pieniądze po jakimś czasie podeszła kierowniczka. Pooglądała, otwarła, pokiwała głową i powiedziała, że ona nie jest uprawniona do oddawania pieniędzy i trzeba będzie czekać na kierownika wyższego rzędu. Zdenerwowana klientka zapytała, czy ma czekać dwie godziny. Kierowniczka coś mruknęła pod nosem i wzruszyła ramionami. Nie wiem jak się sprawa zakończyła, zdążyłam dostać hot-doga zanim przyszedł kierownik. Przede mną stała kobieta, która między innymi kupiła sobie pączka z kawą. Podała kasjerce wydruk z automatu, na co kasjerka radośnie zawołała, że pączki się skończyły i nie powinny być sprzedawane. Może i nie powinny, ale były. Klientce powiedziano, że w takim razie dostanie samą kawę, bo kawa z pączkiem i tak kosztuje tyle co sama kawa (faktycznie, żadna różnica co się dostanie). Klientka zaprotestowała, powiedziała, że ona nie chce tak, że jej bardziej zależało na pączku dla dziecka niż na kawie. Pracownica w takim razie wygłosiła w przestrzeń, że pączki powinny być wycofane z automatu. Adresatem tego stwierdzenia była nieszczęsna nabywczyni pączka. W końcu wtrąciła się kierowniczka stojąco koło automatu (tego, który zabrał pieniądze) i powiedziała, żeby sobie klientka wzięła jakieś inne ciastko do 2 zł. Klientka była spokojna, wzięła cokolwiek i poszła. Wreszcie, po ponad 25 minutach, dostałam mojego hot-doga. Podeszłam po musztardę i ketchut. Musztarda była, ketchutu nie. Podeszłam do lady zgłosić to pracownicy, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Nie chciałam czekać aż bułka wystygnie, wzięłam hot-doga jaki był i wyszłam ze sklepu. I raczej nie prędko do niego wrócę.