Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: zalogowany_użytkownik

Dotycząca firmy: Volkswagen

Treść opinii: Moja obserwacja, a w zasadzie sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku, ale wtedy nie byłam tu jeszcze zarejestrowana. Bardzo zapadła mi w pamięci dlatego ją opiszę. Tak więc wybrałam się do salonu VW, bo miałam w planach zakup nowego VW Golfa. Specjalnie zaparkowałam z boku, żeby obsługa nie widziała że kilkuletnim Golfem właśnie przyjechałam - myślałam, że opowiedzą mi wtedy z detalami o samochodzie - o naiwności. Tak więc weszłam sobie do salonu ( jedyny chyba w Gliwicach) i oczywiście nikt nie raczył podejść. Rozumiem, że w sobotę ok południa myślami jest się gdzie indziej, ale byłam w końcu potencjalnym klientem. Pokręciłam się tu i tam, ale jak już znudziło mi się czekanie w końcu zaczęłam nerwowo Patrzeć na pana z obsługi zagadanego z kolegą i nie miał wyboru musiał podejść. Poprosiłam o przedstawienie nowego modelu Golfa, wskazanie różnic do poprzedniego ( tu gorzej), albo do Toyoty Auris - bo tą również brałam pod uwagę ( tu masakra) a jest w podobnej klasie. Poprosiłam o zrobienie konfiguracji - Pan owszem zrobił i wydrukował. Potem poprosiłam o zrobienie drugiej dla innej mocy - Pan odmówił, powiedział że mam sobie dodać kilka tys ( tu nie pamiętam ile dokładnie) a poza tym niczym się nie różni. Jeszcze jedno- bo to ważne powiedział że nie ma problemu z odbiorem do końca roku( zależało mi na fakturze na rok 2010). Potem jazda testowa - i tu kolejna niespodzianka - Pan proponuje mi wersję Polo!!! tym razem ja odmówiłam - przyszłam tam po golfa i albo jadę nim albo wcale. Zapytał kolegi, żeby mu niby potwierdził że golfa akurat nie ma - ale tu spotkała jego niespodzianka - kolega go nie poparł no i musiał "bidulek" w końcu ze mną pojechać na tą jazdę. Zapytałam go po drodze o zniżki- tu niechętnie, ale jakieś drobniaki obiecał spuścić za ten model z większą mocą ( czyli za ten z mniejszą nic, a jakby nie było chciałam tam wydać ok 80 tys., to chyba nie jest mało, w dodatku gotówką). oczywiście wziął telefon jak powinien, ale na odchodne powinien również obiecać mi zniżkę jak się zdecyduję, ale mogłam zapomnieć. Potem zapytałam o detale z dodatkowego wyposażenia - chciałam takie małe żaluzje na tylne szyby boczne, elektroniczny czujnik odległości ze wskazaniem w cm ( na blacie był tylko obrazkowy), wieszaczek na marynarkę na przednim siedzeniu- takie tam duperele. Tu musieliśmy iść do salonu skody ( obok) żeby zapytać czy to w ogóle mają ( woow, szok)- w Toyocie to nie problem i maja wszystko a tu załapałam się jedynie na wieszak - wstyd VW wstyd. W końcu poszłam bo miałam już dosyć, a Pan też obsługiwał mnie bo musiał i w dodatku byłam jak odczułam - trudnym klientem, bo interesowało mnie coś więcej niż kolor auta. Szok normalnie. Prosto z tego miejsca pojechałam do salonu Toyoty w Zabrzu - i tu diametralnie inaczej ( ale to w osobnym opisie), ale autko niestety dla mnie wypadło gorzej w jeździe próbnej. Zdecydowałam więc że VW. Nie chciałam jednak tam wracać, a ponieważ zakup był przez firmę, to wskazałam Panom z logistyki gdzie byłam i żeby spróbowali w innym salonie. I tu wracam do tego wydruku symulacji - musiałam wskazać jakie konkretnie chcę parametry w samochodzie, ale symulację miałam niestety dla innych, bo jak wcześniej napisałam Pan mi odmówił. Pan z salonu, zadzwonił do mnie oczywiście zgodnie z procedura po kilku dniach jak powinien i wydawał się rozczarowany, że nie robię już przelewu. Zgrozo. Ale to jeszcze nie koniec historii moi mili Państwo. Otóż Panowie z mojej firmy z obszaru logistyki, szukali dla mnie tego golfa w kilku salonach i wszędzie powiedziano im podobno, że do końca roku nie ma szans. Możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, zważywszy że były jeszcze 3 miesiące a Pan w Gliwicach mówił że nie ma problemu. Im podobno w mailu ( który chcieli mi przesłać, ale naprawdę nie chciałam nawet go oglądać) napisał, że nie da rady. Wtedy już coś we mnie pękło i zadzwoniłam do gościa, spuściłam mu niezły opiernicz tzn. usłyszał kilka słów prawdy- delikatnie rzecz ujmując- i jakoś się dało nagle wszystko. W miesiąc wyprodukowali i przywieźli do Polski, co prawda nie do końca z tym co chciałam na początku ale już naprawdę nie miałam siły się spierać. Potem wydzwaniał do mnie, że juz jest , stoi i mogę go zobaczyć - dowcipniś. Jakby ten gość u mnie pracował - to już by go nie było. Dziś jeżdżę super autkiem, ale nikomu nie życzę takiej sytuacji i takich pracowników. Nie dziwcie się Państwo - właściciele salonów- że spadają Wam zyski, no bo jak mają rosnąć jak klientów z walizką gotówki spuszcza się po przysłowiowym drucie.