Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: Born

Dotycząca firmy: IKEA

Treść opinii: Ikea była ostatnim odwiedzanym przez nas sklepem tego dnia, a że byliśmy bez obiadu, to nieźle już burczało nam brzuchach. Zgodnie uznaliśmy więc, że podbój sklepu zaczniemy od wizyty w ichniejszej restauracji. Wchodzimy i miny nam zrzedły - megakolejka. Ogon wygłodniałych ludzi zawijał się aż do kas. Chciałem sobie odpuścić ten obiad, ale cóż, moja dziewczyna odmówiła współpracy i zakomunikowała stanowczo, że jak czegoś nie zje to padnie, więc siła wyższa. Nie mogę dopuścić by białogłowa z głodu umarła - stoimy. I stoimy... Postępu jakoś nie widać. Ludzie przed nami nerwowo tupią i stukają sztućcami o tace. Czyżby szturm się szykował? Nagle, niczym anioł zbawienia, z zaplecza wyłania się kolejny pracownik i obsługa zdecydowanie przyspiesza. Alleluja i do przodu! Dalej poszło już sprawnie, pożywienie zdobyte. Tanio, w smaku przyzwoicie. Posileni ruszamy na zakupy, a dokładniej na polowanie na dodatki kuchenne. Bez problemu znaleźliśmy wszystko co chcieliśmy - mission completed, zostaje już tylko kasa. I tu miła niespodzianka - brak kolejek. Kasjerka uśmiechnięta, kontaktowa. Przy wyjściu kupiliśmy jeszcze ulubione ciastka owsiane. Zakupy udane, zdecydowanie należałoby jednak zwiększyć ilość obsługi w restauracji. Na koniec mieliśmy okazję być świadkami ciekawej scenki przy barze z hot-dogami. Był tam spory tłumek, nic dziwnego zresztą, w końcu buły z parówą za złotówę sprzedają. Zwykły hot-dog kosztuje zeta, z dodatkami 2 złote. Tanio jak barszcz. Ale tak mniej więcej co czwarta osoba próbuje przekombinować i do zwykłego doga ładuje cebulę i ogóry. Zaiste syzyfową miała pracę dziewczyna, która próbowała taktownie głodomorom tłumaczyć, że jak zapłacili złotówkę to dodatki się nie należą. Niestety część klientów miała taktu nieco mniej i biedne dziewczę się trochę nasłuchało, mimo, ze rację całkowitą miało.