Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Smyk
Treść opinii: Odwiedziłam "Smyka" w szczecińskim Galaxy. Na samym wejściu zdziwiłam się, że nikt mi nie powiedział "Dzień Dobry". Zawsze gdy jestem w tym sklepie osoba, zwykle jest to ochroniarz wita wszystkich klientów tuż przy wejściu. Jednak bark przywitania wcale mnie nie zraziło. Rozejrzałam się po sklepie, panował spokojny ruch. Spokojnie poruszałam się między alejkami. Szukałam zabawki dla chłopca, niestety ceny są naprawdę wysokie. Za te same klocki Lego, w innym sklepie zapłaciłam 30% mniej. Jednak się nie poddałam i wśród szerokiego asortymentu zabawek, postanowiłam znaleźć coś co mnie zainteresuje i będzie w przystępnej cenie. Po szczegółowym przeglądaniu zabawek. Udało mi się znaleźć zabawkę, która na pewno spodobałaby się mojemu siostrzeńcowi. Wybrałam się do kasy. Ustawiłam się trzecia w kolejce. Zauważyłam, że kasjerka była jedna i próbowała za wszelką cenę szybko i sprawnie obsługiwać klientów. Kasjerka miała przypięty identyfikator "Praktykat". Była to młoda kobieta ok 25 lat, ciemne włosy, sięgające do brody, raczej o średnim zroście. Każdy klient został zapytany o to czy: nie chciałby dobrać słodyczy do zakupu, czy może zapakować na prezent lub czy zapakować do reklamówki. Kasjerka była uprzejma i miła mimo, iż pytania które zadawała wydawały się automatyczne i zadawane tylko i wyłącznie z konieczności. Gdy przyszła już moja kolej, do kasy podeszła starsza pani z pytaniem, czy znajdzie płaszcz przeciw deszczowy dla 5-cio letniego chłopca. Kasjerka odpowiedziała, że były jeszcze dwa, ale w tym momencie nie wie jakie sa rozmiary. Poprosiła panią o chwilę cierpliwości to zaraz sprawdzi. Jak się okazało, kasjerka była sama, bo druga osoba była na przerwie. Szybko i sprawnie zostałam obsłużona. Zabawka została spakowana do reklamówki. Kasjerka wydała mi resztę, jednak bez grosza bo nie miała, a paragon włożyła do reklamówki. Kasjerka pożegnała mnie z uśmiechem i podeszła do Pani, która się pytała o płaszcze przeciwdeszczowe. Zauważyłam, że kasjerka zaprowadziła klientkę do wieszaków, gdzie znajdowały się płaszcze i widząc, że znów utworzyła się kolejka przy kasie, szybko wróciła aby obsłużyć klientów. Słowa, jakie cisnął mi się na usta to: zuch praktykantka!