Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik

Dotycząca firmy: Muzeum Auschwitz-Birkenau

Treść opinii: Przyjechaliśmy do muzeum. Jeszcze na drodze spotkałam się z naganiaczami na parkingi. Byłam z rodziną nie mówiącą po polsku. Parkingowi dobrze porozumiewali się po angielsku i wytłumaczyli w tym języku zasady postoju. Przeszliśmy do wejścia głównego, gdzie tłoczyło się mnóstwo turystów. Po wejściu wpierw znajdowały się sklepiku, a potem dopiero kasy. Aby wejść do muzeum trzeba było ustawić się w potwornie długiej kolejce do dwóch kas. Dodam - TYLKO dwóch kas. Na taką ilość turystów dziennie to zdecydowanie za mało! Staliśmy w niej jakieś pół godziny. Nie zauważyłam, czy jest osobna kasa dka grup zorganizowanych, ale te może mają rezerwację. W pomieszczeniu było potwornie duszno. W końcu dotarliśmy do kasy. Tu również nie było problemów z językiem, jak zauważyłam przy innych zagranicznych turystach. Ja załatwiałam bilety. Spytałam, jak to wszystko działa, jak wchodzą grupy i jak odbywa się wizyta w Birkenau, bo to dosyć daleko. Młoda dziewczyna wytłumaczyła, że każda osoba indywiduwalna jest dobierana z innymi do jednej danej grupy językowej, a żeby się nie zgubić każda grupa dostaje nalepkę z innym kolorem, by łatwiej się odszukać. Do Birkenau odjeżdżają co 15 minut darmowe autobusy, a potem nimi też można wrócić tu z powrotem. Na osiem osób (w tym dwie z przewodnikiem nie polskojęzycznym) zapłaciliśmy blisko 200 złotych. Dodam, że ceny dla obcokrajowców są oczywiście wyższe. Dostaliśmy nalepki, a potem podeszliśmy do miejsca, gdzie rozdawano spejcalne słuchawki, w których można było słyszeć, co mówi przewodnik. Są dwa takie miejsca - jedno dla polskojęzycznych, drugie dla innych języków. Trzeba przy tym pokazać zakupiony bilet. Słuchawki są sporym udogodnieniem, bo grupa może sobe spokojnie oglądać muzeum, a nie stać przy przewodniku i słuchać go. Wszystko słyszy spokojnie w uszach, a i przewodnik nie musi krzyczeć w tłumie. Niestety organizację tworzenia grup z osób indywidualnych mają marną. O ile zagraniczni truryści łatwo mogą odnaleźć swoich przewodników (ci trzymają u góry tabliczkę z nazwą języka) i wejść przez dwie wąskie bramki na teren muzeum, tak o polskich turystach nikt nie pamięta. Żadnych tabliczek i nikt nic nie wie. Ne byliśmy jedyni. Znaleźliśmy kilka osób, które też szukały naszego przewodnika. Gdy już to się nam udało grupa była już przy pierwszym baraku, więc straciliśmy spory kawałek, a także najważniejszy, bo o bramie głównej :/ Tak się traktuje Polaków w ich własnym kraju. Na szczęście przewodniczka bardzo dobrze opowiadała. Tu nie mam jej nic do zarzucenia. Wszystko odmieniło się po wyjściu z muzeum Auschwitz, gdy mieliśmy przejechać do Birkenau. Tu przewodniczka zupełnie się nami nie interesowała. Każdy dojechał jak zdążył. Autobusy są okropne. Stare i duszno w nich ogromnie. Wstyd, by takimi przemieszczać zagranicznych turystów. W Birkenau rozpętała się nawałnica. Przewodniczka nie zważając na to powiedziała, że idzie oprowadzać. Kto chce, idzie z nią. Poszło chyba tylko pięć osób. Nie sprawdziła, czy dojechali wszyscy. Nie chciała też poczekać, aż deszcz przestanie padać. I za co zapłaciliśmy? Nie załatwiła nam nawet wejścia na wieżę, gdzie akurat deszcz nie padał, a jest to punkt obowiązkowy wycieczek. Zrezygnowaliśmy z tej części muzeum i wróciliśmy tu późnym popołudniem. Weszliśmy na teren obozu Birkenau na własną rękę i zwiedziliśmy go sobie sami.