Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Tesco
Treść opinii: Chciałam opowiedzieć o tym, co spotkało mnie dzisiaj w Tesco. Hipermarket mimo dobrej lokalizacji jest słabo uczęszczany. Sklepy wokoło są zamykane, a by zachęcić ludzi do odwiedziń uruchomiono nawet darmowy autobus. Na razie nie pomaga, ale chyba już wiem dlaczego. Chodzi mianowicie o obsługę i oszukiwanie na promocjach produktów. Przyszłam uzbrojona w aktualną do dzisiaj włącznie gazetkę i według niej zakupiłam kilka produktów reklamowanych jako "dwa w cenie jednego". Były to żele pod prysznic, pasta do zębów i dezodoranty męskie. Przy kasie zdziwiłam się dosyć wysokim rachunkiem. Zauważyłam, że odjęto tylko cenę za żele. Natychmiast skierowałam się do działu obsługi klienta. Tam nikogo nie zastałam. Dopiero po chwili z drugiego pomieszczenia wyszła jedna pani, a potem druga, która wcześniej na terenie sklepu zapewniała mnie, że promocja jeszcze obowiązuje i te ceny są aktualne, bo chciałam się upewnić, czy dotyczy to tylko jednej wersji produktu, czy można obojętnie jaki rodziaj wziąć. Wytłumaczyłam jej teraz, że jako promocję zakwalifikowano tylko jeden z trzech par produktów jakie kupiłam. Wyciągnęłam nawet gazetkę, w której mam przecież jasno je wypisane. Zaraz druga dziewczyna zaczęła, że na pewno mam starą gazetkę i zaczęła pokazywać nową, a ja jej podsunęłam swoją i wskazałam datę, która mówiła "ważna do 30.06.2010." Zrobiła głupią minę i zapadła chwila ciszy. Spytałam, czy będzie dalej milczeć, czy mi wyjaśni, o co tu chodzi. Dlaczego tak się oszukuje klientów i to nie pierwszy raz, jak widzę na paragonie inne ceny niż te na półkach. Zażądałam zwrotu pieniędzy za produkty, które okazały się jednak nie w promocji i je oddaję. Pani pooglądała czy czasem nie pomyliłam się w wyborze między tym, co na półce, a tym, co w gazetce. Pani nieco obrażona zaczęła wypisywać stosowny druczek i zupełnie nie obchodziło ją, co do niej mówię odnośnie takiego oszukiwania klientów. Spuściła głowę i coś tam pisała, więc powiedziałam, że nie życzę sobie, by tak po prostu olewała moje słowa i najlepiej siedzieć sobie w kanciapie zamiast pracować. Dodałam, że często widzę, jak ludzie coś reklamują, więc czemu nie zastanowią się nad swoim postępowaniem (jako sklep) ii pewnie dlatego tracą tylu klientów, że centrum handlowe podupada. Pani w trakcie mojego monologu nawet na mnie nie spojrzała. Odparła tylko, że to nie od niej zależy i nie ona za to odpowiada. "W takim razie rozumiem, że nawet mnie pani nie przeprosi?" - spytałam. Usłyszałam niemal opryskliwe: "Ależ ja nie mam za co przepraszać!" Pożegnałam się i odeszłam.