Opinia użytkownika: Astrum
Dotycząca firmy: Policja
Treść opinii: Miałam niezbyt przyjemny kontakt z Policją. Nieznany sprawca na parkingu przed blokiem, półtora roku temu, uszkodził nasz samochód. Kiedy to zauważyliśmy, zawiadomiliśmy Policję. Pojawili się po dość długim czasie oczekiwania na ich przyjazd. Przepytali mnie i męża, wymierzyli cały parking i drogę dojazdową do niego, kazali stawić się wraz z samochodem panu, o którym było wiadomo, że niedługo wcześniej odjechał z tego parkingu. Zapytali też, czy przy bloku jest monitoring. Na tym zakończyli śledztwo i odjechali. Dwa, trzy dni później zagadnęła mnie pani pracująca w jednej z sąsiednich firm. Okazało się, że jej współpracownica była świadkiem tego zdarzenia i widziała sprawcę i samochód, który uderzył w nasze auto. Dowiedziałam się od niej jaki był numer samochodu, kolor, wielkość i wiek kierowcy. Zaczęłam dowiadywać się, w jaki sposób mam te informacje przekazać Policji. Pod numerem alarmowym dowiedziałam się, że muszę to zgłosić do komendy na ulicy Mogilskiej. Udałam się tam natychmiast. Dość ciężko było się dowiedzieć, gdzie dokładnie mam się udać i dostać się do budynku. W końcu dostałam się do sekretariatu. Okazało się, że moja sprawa została już zamknięta i decyzja o umorzeniu śledztwa została wysłana. Ponieważ znalazłam świadka postanowiono wznowić śledztwo. Zostałam poproszona do jakiegoś pokoju, bardzo zaniedbanego, brudnego. Pracował w nim policjant w cywilu. Spisał moje zeznania na bardzo starym komputerze, robiąc przy tym sporo błędów. Przesłuchanie było bardzo nieprzyjemne. Cały czas zachowywał się agresywnie. Na przykład, kiedy ustaliliśmy gdzie stał zaparkowany mój samochód, zapytał mnie w nieprzyjemny sposób „Kto go tam zaparkował?”, tak jakby zaparkowanie samochodu na parkingu przed blokiem było przestępstwem. Cała rozmowa wyglądała w ten sposób. Jeżeli poszkodowana jest traktowana jak przestępca, to nie chciałabym wiedzieć, jak traktują oskarżonych. Policjant był wyraźnie niezadowolony, że przyniosłam mu ten numer i coś od niego chcę. Na zakończenie dowiedziałam się, że najwcześniej za miesiąc będzie coś wiadomo, bo teraz on idzie na urlop. Minęło kilka miesięcy i nic się nie dowiedzieliśmy. Kiedy dzwoniliśmy, dowiadywaliśmy się, że udzielona nam zostanie odpowiedź. W końcu mój mąż zaczął załatwiać drogą oficjalną, korespondować z Policją na piśmie i domagać się odpowiedzi na piśmie. Po kilku kolejnych miesiącach dowiedzieliśmy się wreszcie, że nic nie zostało ustalone, właścicielem samochodu jest starszy człowiek, a świadek widziała młodszego chłopaka, że ten samochód nie mógł w ten sposób uszkodzić naszego samochodu, a oni nie mają ani obowiązku szukać samochodu o podobnym numerze ani nawet informować nas ani odpowiadać na nasze pytania. Innymi słowy, straciliśmy tylko czas nasz i dziewczyny, będącej świadkiem. Mogę ewentualnie zrozumieć, że Policja nie była w stanie ustalić sprawcy wypadku, ale bardziej jest mi przykro, że nie potrafią potraktować człowieka jak człowieka.