Opinia użytkownika: Mebadess
Dotycząca firmy: Le Bistrot Parisien
Treść opinii: Jak sama nazwa wskazuje obiekt powinien być lokalem typu bistro ale to rodzaj miksu bistro oraz restauracji z kuchnią francuską.Lokal ukryty w gąszczu uliczek wokół wrocławskiego Rynku wybrałam na romantyczną ,w nadziei kolację z partnerem - notabene Francuzem. Właścicielem lokalu jest prawdopodobnie rodowity Francuz, gdyż wielokrotnie w czasie wieczoru, zza kontuaru przebijały się do moich uszu rozmowy w języku francuskim. Ten fakt utwierdził mnie w przekonaniu, że wszystko w tym lokalu będzie przypominało stolicę Francji. Mój partner zwrócił mi jednak uwagę, że w obrazach z Paryża jest pewne przekłamanie polegające na zestawieniu obok siebie nieprawdziwych widoków miasta znad Sekwany. Mnie to jednak nie przeszkadzało. Wystrój lokalu jest przyjemny utrzymany w tonacji paryskich kafejek. Obok wygodnej sofy niemile mnie jednak rozczarowały dosyć twarde krzesła przy stolikach co zdecydowanie ujmowało romantyczności, jakiej się tu spodziewałam. Oliwy do ognia dolała grupka, bogu ducha winnych 4 dziewczyn, które zajęły sofę obok nas i niewinnie chichocząc bawiły się z niemowlakiem jednej z dziewcząt. Nie wspomnę o tym, że szczęśliwa mama zaparkowała koło mnie wózek. Cały spodziewany tego wieczoru romantyzm ulotnił się w mig. Gdy pojawiła się obsługa w osobie miłej ,sympatycznej kelnerki,gdy chciałam zamówić danie z menu okazało się, że tego dania akurat dzisiaj nie serwują bo dostawa półproduktów jest tylko jeden raz w tygodniu a to akurat nie był ten dzień. Na zamówione inne dania czekaliśmy dosyć długo ,w mojej ocenie za długo.Gdy już zaserwowano nam oczekiwane potrawy doznałam rozczarowania z powodu piasku zgrzytającego mi w zębach zjadanych przeze mnie ślimaków. Same ślimaczki były pyszne, doskonale przyrządzone w maśle czosnkowym. Ze względu na fakt, że przebywaliśmy dosyć długo w lokalu kelnerka dyskretnie, kilkakrotnie ale w normie pochodziła do nas oferując swoją dyspozycję. W trakcie pobytu w lokalu nie było większego tłoku, oprócz niestety blisko sąsiadujących z nami dziewczyn. Muzyka nie narzucająca się, sącząca się cicho nie przeszkadzała prowadzić rozmowy. Można było usłyszeć zarówno repertuar francuski ale nie tylko. O wspomnianych minusach dość szybko zapomniałam po degustacji kremu waniliowego z karmelem (system uniemożliwia pisanie nazw oryginalnych), który smakiem, jak dla mnie dorównuje boskiej ambrozji z Olimpu.