Opinia użytkownika: pararoks
Dotycząca firmy: Kaufland
Treść opinii: Odwiedziłam dziś Kaufland, aby zakupić płyty dvd w promocyjnej cenie. Już na parkingu przed sklepem na moich ustach pojawił się uśmiech - na dużym, białym namiocie, w którym sprzedawane są akcesoria ogrodowe, jakiś idealista - lub antyidealista - niebieską farbą namalował wielki napis: "Zasady są po to, żeby je łamać" :) Weszłam do sklepu, odszukałam interesujący mnie towar, z którym udałam się w stronę kas. Tuż przed nimi stała zamrażarka z lodami. Postanowiłam coś z niej wybrać - moją uwagę zwrócił produkt w cenie 0,69 zł - lód na patyku o smaku jagodowym, w białej polewie. Zdziwiona tak niską ceną sprawdziłam datę ważności - rok 2011. Pomyślałam więc, iż tajemnica tkwi w składzie, i rzeczywiście, znajdowało się tam kilka "E". Mimo to postanowiłam zaryzykować i podkarmić organizm chemią ;). Z wybranymi produktami zajęłam miejsce w kolejce do jednej z trzech otwartych kas (w każdej po 3-4 osoby z dużą ilością zakupów). Kiedy przyszła moja kolej - obsługiwana przez uprzejmą panią - niestety nie przeliczając należnej kwoty w pamięci - zapłaciłam, podziękowałam i oczekiwałam na paragon. Pani sprzedawczyni zaczęła kasować produkty kolejnego klienta, dopiero, kiedy zobaczyła, iż nadal stoję obok, podała mi z uśmiechem paragon i podziękowała. Już po odejściu od kasy przestudiowałam treść paragonu, i okazało się, iż "podejrzany" lód kosztował 1,49 zł. Z lodem i paragonem udałam się znów na salę, aby sprawdzić, po czyjej stronie leży błąd. Ponownie podeszłam do zamrażarki, przejrzałam wszystkie karteczki z cenami - produkt, który trzymałam w ręku (obok ceny wymieniono firmę i smak) powinien rzeczywiście kosztować 0,69 zł. Bardziej w celu uchronienia przed pomyłką następnych klientów, niż w oczekiwaniu na zadośćuczynienie, ruszyłam znów w głąb sali, aby znaleźć jakiegoś pracownika. Niestety, po drodze wyjątkowo nie spotkałam nikogo w firmowym uniformie, udałam się więc do punktu obsługi klienta. Poinformowałam o moim "przypadku", na co pracująca tam pani - trzymając małego (uroczego, nie kryję) pieska na rękach - z pobłażliwym uśmiechem i tonem odpowiedziała "przepraszamy najmocniej". Jako, że strawiłam tam już więcej czasu, niż zamierzałam, skorzystałam z otwartej przez panią z pieskiem bramki i opuściłam sklep, z mieszanymi odczuciami. Jedynym przyjemnym zaskoczeniem był zasłyszany w "firmowym" radiu komunikat, iż teraz w sklepie można płacić walutą euro. Jednak tylko banknotami, natomiast reszta wydawana jest już w złotówkach. Innowacja interesująca, jednak myślę, iż informacja powinna pojawić się co najmniej w dwóch językach: polskim i angielskim, wtedy nabiera to większego sensu. Dziś na minus...