Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Alior Bank
Treść opinii: Poszłam do oddziału Alior Banku w celu zasilenia swojego konta. Po drodze miałam ten przy ulicy Marszałkowskiej. Wejście od sali obsługi oddziela przedsionek gdzie zamontowano bankomat oraz komputer umożliwiający dostęp do bankowości internetowej. Vis a vis drugich drzwi stoją czerwone duże fotele pod ściennym panelem, na ścianach wiszą duże, czarno białe fotografie przedstawiające m.in. Kolumnę Zygmunta. Podłogę przykrywa bordowa wykładzina w szeroki szare pasy. Po lewej stronie szeregu kanap stoi szklany przezroczysty wazon wypełniony kamieniami i z białymi gałęziami. Po prawej jest przeszklone stanowisko, zajmowane przez ,,Bankiera Klienta Zamożnego”, jak informuje nas tabliczka i w momencie mojego wejścia jest obsługiwany tam klient. Spoglądając ponownie na lewo widzimy jeszcze trzy stanowiska, również przeszkolone do połowy pasiastym panelem z informacją jaką funkcję one pełnią - odpowiednio obsługiwane przez Bankiera Klienta Indywidualnego lub Bankiera Klienta Zamożnego. Dziś wszystkie są puste i żaden pracownik nie siedzi za biurkiem. W głębi lokalu są dwa stanowiska kasowe. Tylko jedno z nich czynne, i to też teoretycznie. Kasjer pyta się mnie czy jestem do kasy, a gdy odpowiadam twierdząco, prosi o danie mu jak to się wyraził pięciu minut gdyż dopiero rozpoczyna pracę i musi się do niej przygotować. Przelicza banknoty, i w między czasie tłumaczy że koleżanka obsługuje właśnie inną Panią i prosi mnie o chwilę cierpliwości. Szczęście w nieszczęściu że zbytnio mi się nie spieszy, ale fakt faktem że w momencie mojej wizyty nie było czynnej kasy, a dwóch pracowników w tym jeden przygotowujący się dopiero do działania to chyba jednak za mało. Po chwili do oddziału wchodzi mężczyzna w szarym garniturze, okazuje się że jest to trzeci pracownik który nie wiadomo z skąd wrócił, ale zważywszy że nie miał na sobie okrycia wierzchniego mogę jedynie domniemywać że daleko się nie oddalił bo na dworze mróz… A wiec bakier który wszedł do oddziału pyta się mnie czy czekam do kasy, odpowiadam że tak a już prawie gotowy kasjer dodaje iż ,,już mnie bierze” Gdy czekałam na możliwość dokonania wpłaty zapytałam się czy mam naszykować swój dowód osobisty, kasjer dopytuje się ( jednocześnie cały czas wykonuje czynności niezbędne do wykonywania pracy) czy znam swój numer Pesel, oraz o kwotę jaką chcę wpłacić. Gdy odpowiadam że Pesel pamiętam i określam kwotę wpłaty dowiaduję się że dowód mój nie będzie potrzebny. Pan Kasjer(tu gdzież zajmujący stanowisko Bankiera Klienta Indywidualnego) prosi mnie o podejście do kontuaru, ale jeszcze coś wpisuje do bazy w komputerze by ,,wszystko działało,,. Przyjmuje ode mnie odliczoną gotówkę do wpłaty najpierw kładzie ja na blacie następnie, przekłada na biurko oddzielające pionowo drugie stanowisko kasowe i upewniwszy się że jest zalogowany w bazie poprawnie, zostaje poproszona o podanie numeru Pesel, po jego wprowadzeniu zostają potwierdzone moje dane personalne i adres zamieszkania. Następnym, standardowym krokiem przy takich operacjach jest złożenie podpisu pod dyspozycją wpłaty na ekranie komputera. Pracownik nie upewniwszy się czy życzę sobie ,,papierowe” potwierdzenie dokonanej wpłaty odczekuje chwilę i stwierdza iż już środki są na moim koncie. W miedzy czasie do oddziału przychodzą dwaj klienci, również w celu dokonania operacji kasowej. Pan D.J. był ubrany w ciemny garnitur i jasną koszulę plus krawat firmowy tak więc, według zasad Dress code obowiązujących w tym banku Miał do klapy marynarki przypięty identyfikator. Włosy na czubku głowy mocno wyżelowane na tzw. jeża. Nosił okulary. Na ladzie stały w plastikowym podajniku Jego wizytówki firmowe, z imieniem, nazwiskiem, zajmowanym stanowiskiem oraz danymi teleadresowymi Banku.