Opinia użytkownika: zalogowany_użytkownik
Dotycząca firmy: MEDICOVER
Treść opinii: Dręczona silnym bólem gardła, który trwał powyżej dwóch dni zadzwoniłam do Medicocvera pod numer umawiania wizyt około godziny 8.00. Telefon zostal szybko odebrany przez konsultantkę. Interesowała mnie wizyta w centrum Medicover przy ul. Bitwy Warszawskiej, ze względu na to, przychodnia ta znajdowała się najbliżej mojej pracy. Pozytywnie się zdziwiłam, gdy usłyszałam, że jest wolna wizyta na godzinę 8.45. Szybko pojechałam ponieważ chciałam jak najszybciej pozbyć się tego bólu. Sama placówka wygląda bardzo okazale i przyjaźnie- czysto, personel uśmiecha się do siebie, recepcjonistka również z uśmiechem wskazała mi gabinet, do którego miałam się udać. Weszłam do gabinetu o ustalonej godzinie, a raczej wywołal mnie lekarz- średni wzrost, łysiejący w okularach, wiek około 37 lat, może mniej. Nie zapmiętałam nazwiska, ponieważ w danej sytuacji niezbyt mnie to interesowało. (Chciałam tylko coś mocniejszego na gardło i wracać do pracy) Lekarz siadł za biurkiem zapytał co mi jest, po czym zaczął wywiad. Stukał w klawiaturę jak bankowiec nie patrząc nawet na mnie. Czułam się jakbym rozmawiała z automatem. Następnie zbadał mnie, zajrzał w gardło, nie prosząc nawet abym zakaszlała, gdzie wspomniałm wcześniej, że czuję również ucisk na klatkę piersiową. Po badaniu stwierdził, że to jakiś wirus i że nie ma potrzeby skomplikowanego leczenia oraz czy potrzebuję zwolnienie lekarskie. Odpowiedziałam, że nie potrzebuję, tylko, że czuję straszny ból i mam trudności z przełykaniem i czy aby napewno nie może mi nic przepisać. Na to pan doktor odpowiedział, że takie środki znajdę w aptece bez recepty. Wyjęłam z torebki tego typu farmaceutyki, które nic mi nie pomogły przez ostatnie dwa dni na co on stwierdził, ze nic innego nie może mi przepisać. Podziękowałam i wyszłam. Zastanawiające jest to, że skoro stwierdził, że nic mi nie jest, to po co pytał się, czy potrzebuję zwolnienie? Po powrocie do pracy z godziny na godzinę czułam się coraz gorzej. Moje gardło paliło niczym ogień, do tego pojawił się kaszel i ból głowy. Z trudem dotarłam do domu. Kolejny już dzień spędzam już w łóżku, kaszel nasila się do tego stopnia, że mam wrażenie, że wyrwie mi płuca, do tego zachwiania równowagi. Jednak zgodnie z zaleceniem pana doktora biorę leki bez recepty. Zazwyczaj lekarze zalecają profilaktykę, ale w tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Zastanawiam sie, po co w mediach jest tyle szumu aby ograniczać leki bez recepty i w razie słabego samopoczucia udać się do lekarza. Poszłam z wstępnymi objawami i zostałam odesłana z kwitkiem. Następnego dnia budzę się z objawami silnego zapalenia oskrzeli i gardła nie mogąc oddychać bez ataku kaszlu. Niestety w tym momencie już nie ma siły aby podnieść się i iść do lekarza. Jak widać na powyższym przypadku, nawet idąc do jednej z lepszych prywatnej przychodni, nie ma gwarancji, że uzyska się pomoc pomimo, że płaci się za to grube pieniądze. Pomimo, że poza tym lekarzem, u którego mialam wizytę, nie mam zastrzeżeń do personelu, to jednak właśnie ze względu na niego, nie mogę wystawić pozytywnej oceny.