Opinia użytkownika: Monika_807
Dotycząca firmy: DOUGLAS
Treść opinii: Perfumeria "DOUGLAS"... cóż miejsce to pozostawia wiele do życzenia. Wystrój - zawsze świetny, asortyment - w porządku, ale obsługa - masakra. Już pomijam fakt, że ekspedientki "filują" każdą klientkę z góry na dół i z powrotem, wymieniając "za plecami" uśmieszki. Sprawiają wrażenie niesamowiecie zmanierowanych, żadnej nie przepuszczą, a robią to na tyle niedyskretnie, że aż przykro patrzeć. To co spotkało mnie w ubiegły piątek, było wprost powalające. Przyszłam na szybkie zakupy. Podkład, puder, róż i jeszcze kilka drobnych rzeczy (nie lubię jak wszystko kończy mi się w tym samym czasie). Przy wejściu, pani zapytała mnie czy może mi pomóc i nie odstępowała mnie już na krok. Za to akurat dałabym jej 5+ ale koniec tej historii juz nie jest taki kolorowy. Pani zachwaliła mi inny podkład niż zazwyczaj używałam, bo "lepszy do mojej cery", inny puder, bo"lżejszy dla mojej cery", padło jeszcze kilka innych argumentów, które mnie przekonały do spróbowania tych nowości, mimo iż było to "cięższe" dla mojego portfela. Pomyślałam, warto mieć jakąś sprawdzoną alternatywę jak zabraknie przy kolejnych zakupach "moich" kosmetyków. No nic, wpakowałam do koszyczka, pani odprowadziła mnie do kasy, wymieniłyśmy uprzejmości typu "dziękuję bardzo - proszę bardzo". Oczywiście, pozostałe znudzone lale zdążyły mnie już sobie pooglądać z każdej strony, ale tym się akurat nie przejmuję. Już nie, przyzwyczaiłam się. Pani skanowała zakupione rzeczy, a ta, której przed chwilą tak serdecznie dziękowałam za okazaną mi pomoc, nagle zachichotała za moimi plecami i ... przybiła sobie z koleżanką "piąteczkę". Chlast! Na całą perfumerię! Jeleń ze mnie! Niemal czułam jak wyrastają mi rogi! Pech chciał, że w chwili przybijania "piąteczki", w tej jednej sekundzie, wszystko ucichło.Wszystkie lalki stanęły jak wryte i patrzyły na mnie. To mnie jeszcze bardziej wkurzyło (mówiąc baaaardzo delikatnie). Przeleciałam wzrokiem po stojących przede mną ekspedientkach, a na koniec wbiłam ślepia w lalę przybijającą "piatkę", która stała sparaliżowana, niczym w betonowych bucikach, a na twarzy miała jeden płomień. Wzięłam głeboki wdech, oddałam wszystkie rzeczy, wzięłam pusty koszyk, wróciłam po swoje sprawdzone kosmetyki, zapłaciłam i wychodząc zakomunikowałam pani w kasie, aby przekazała przybijającej "piątkę", że JA TEGO TAK NIE ZOSTAWIĘ. Wyszłam. Nie widziałam już tej laleczki, schowała się na zapleczu. Co mogłam zrobić? Kupić musiałam, wieczorem szłam na imprezę i trzeba było zrobić się czymś na "bóstwo". Czasu nie miałam zbyt wiele i dzieci z mężem czekające w samochodzie. Ale impreza była super!! Aha i zapłaciłam za zakupy w perfumerii "DOUGLAS" 120 zł z groszami, a mój rachunek za produkty "z polecenia lalki" wyniósłby 210 zł. Fajnie, ale... no właśnie.