Opinia użytkownika: Aneta_129
Dotycząca firmy: PZU
Treść opinii: Moja znajomość z firmą PZU zakończyła się już jakiś czas temu, kiedy jako poszkodowana czekałam prawie dwa tygodnie na likwidatora szkody. A sprawa była dość pilna, jak wszystkie szkody zresztą, ponieważ w moim ogrodzie zaparkował samochód, taranując ogrodzenie i niszcząc kilka całkiem już sporych krzewów. Krzewy można jeszcze było odratować, ale im dłużej czekaliśmy na likwidatora, tym szanse były mniejsze. A poza tym jest regulamin, który precyzuje terminy. Udałam się więc do oddziału na rozmowę. W oddziale okazało się, że to nie ten oddział (chociaż kiedy dzwoniłam wcześniej do firmy kazano mi iść właśnie tam). Ale zanim dowiedziałam się że źle trafiłam, miałam okazję przez kilka długich minut słuchać, jak pani siedząca przy stanowisku z napisem „informacja” ucina sobie pogawędkę z koleżanką. Kiedy już skończyła, nadal nie zwracała na mnie uwagi. W końcu łaskawie mnie poinformowała, że muszę jechać na drugi koniec miasta. Pojechałam i dowiedziałam się, że osoba, która prowadzi moją sprawę jest nieobecna, a tylko ona może mi udzielić jakichkolwiek informacji. Tylko że ja nie chciałam informacji, chciałam likwidatora! Po kolejnym tygodniu czekania i równie długim oczekiwaniu na odszkodowanie postanowiłam zakończyć współpracę z PZU. W styczniu br. miałam stłuczkę, sprawca szkody był ubezpieczony w PZU, co nieco mnie przeraziło. A tutaj miłe zaskoczenie. Szkodę zgłosiłam przez infolinię, likwidator pojawił się w ciągu dwóch dni, pieniądze na koncie w ciągu tygodnia. Zachęcona jakością obsługi, postanowiłam w przyszłości, przy wyborze ubezpieczenia, brać pod uwagę najstarszą i największą polską firmą ubezpieczeniową. Dzisiaj udałam się do inspektoratu we Wrocławiu, aby zasięgnąć nieco informacji na temat ubezpieczeń zdrowotnych. Pojawiłam się dziesięć minut przed zamknięciem. Stanęłam na środku sali, szukając wolnego stanowiska. Większość stanowisk była „wyłączona z obsługi”, a do tych „włączonych” obowiązują numerki. Numerka nie miałam, ale nadal stałam na środku sali, w nadziei, że ktoś jednak zapyta „w czym mogę pomóc”. Nie zapytał. Ci pracownicy, którzy nie obsługiwali nikogo z taką intensywnością wpatrywali się w ekran monitora, że nie zauważyliby nawet słonia stojącego przed nimi. W drugiej sali było tak samo, jedynie, po kilku chwilach sympatyczna stażystka wykazała zainteresowanie moją skromną osobą. Niestety, była na samym początku stażu, więc niewiele pomogła. Dowiedziałam się tylko, że PZU i PZU Życie to dwie różne firmy, i w tym oddziale o ubezpieczeniach zdrowotnych to się niczego nie dowiem. Wręczyła mi dość krzywo pocięte, odbite na ksero kartki z adresami PZU Życie i zasugerowała kontakt z infolinią. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ na stronie internetowej PZU pokazana jest zarówno oferta ubezpieczeń majątkowych i życiowych, co sugeruje że PZU to PZU i w jednym miejscu można załatwić wszystko. Tak więc nie dowiedziałam się niczego. Z infolinią też się nie udało, ponieważ spasowałam po drugiej, długiej próbie połączenia z konsultantem. Wracając do strony internetowej, to może jest ona nieco ascetyczna ( zimna tonacja kolorystyczna, ale to kolory firmowe), niewiele jest tam migających reklam (na szczęście), nie rzucają się w oczy informacje o wielkości, obrotach, przychodach, misji, etc.(są na stronie, osoba zainteresowana dotrze do nich bez problemu). To co widzimy po otworzeniu strony, to przejrzyście przedstawiona oferta z podziałem na poszczególne typy ubezpieczeń, a po rozwinięciu poszczególnych zakładek pojawiają się szczegółowe informacje, cenniki, regulaminy. Jest to bardzo czytelne, „łatwe w obsłudze”, szybko można dotrzeć do interesujących informacji. Strona to jedyny plus dla firmy, przynajmniej po dzisiejszym kontakice.