Opinia użytkownika: Karolina_334
Dotycząca firmy: Restauracja Tivoli
Treść opinii: Do odwiedzenia Restauracji Tivoli zachęciła mnie ich strona internetowa, z opisu wyglądało, że zjem smaczne danie i spędzę czas w miłym miejscu. Niestety okazało się inaczej. Już przy wejściu zapachniało zamierzchłymi czasami, Panie nawet nie odpowiedziały "dzień dobry". Usiedliśmy, cała restauracja pusta. Podchodzi kelnerka z menu, pytamy o coś wegetariańskiego i dostajemy propozycje sera smażonego z żurawiną. Rezygnujemy z żurawiny, ale ser zamawiamy. Obrusy z dziurkami wypalonymi papierosami, ogólnie jakoś tak szaro. Jedyne co sympatyczne to rysunki z legnickiego Satyrykonu, które wiszą gęsto na ścianach. W restauracji cicho i pusto. Moją uwagę przykuwa PRL-owska lodówka w której dumnie stoją galarety z nóżek i sałatki warzywne z majonezem. Kelnerka przynosi nam jedzenie, które na wielkich talerzach trochę się gubi. Frytek nie ma ponieważ frytkownica zepsuta więc dostajemy smażone ziemniaczki - dosłownie 3! Zestaw surówek - dumnie brzmi a jest to kapusta zasmażana - w porcji jak dla dziecka. Ser - jedynie do sera się nie przyczepiłam. Nie ma żurawiny (!!! brawo, tak jak chcieliśmy), ale nie ma także sosu tatarskiego...(o tym już nie było mowy). Pytamy kelnerkę o co chodzi, sosu nie ma, jest czosnkowy....to ona przyniesie. Cena za taką porcję jak dla anorektyczki jest zabójcza - 18 zł. Na sali dwie kelnerki, które plotkują za barem nie przejmując się, że dokładne ich opowieści niosą się na całą salę. Wychodzimy ubożsi o ponad 40 zł (z napojami) i dalej głodni. Jednak z doświadczeniem, że już więcej tam nasza noga nie postanie.