Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik

Dotycząca firmy: Urząd Pracy w Radomiu

Treść opinii: Umówiłam się na spotkanie z dyrektorem PUP w podanym terminie. Interesował mnie temat dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej z funduszu pracy, a konkretnie fakt, iż w urzędzie w Siedlcach można przeznaczyć te pieniądze na towar a w Radomiu - nie. Radomski Urząd Pracy to twierdza rządząca się własnymi prawami i gdyby tak każdy opisał swoje obserwacje podejrzewam że ocena nie wychyliłaby się na +1, pod względem podejścia pracowników do petentów. Stawiłam się o umówionej godzinie w sekretariacie. Sekretarka kazała mi poczekać, gdyż dyrektor z kimś rozmawia. Usiadłam więc i czekałam. W międzyczasie przez sekretariat przewinęło się kilku mężczyzn, w pewnym momencie zrobiło się dosyć tłoczno - wszyscy się znali, wiec byli to pracownicy urzędu. Śmiechy, rozmowy, żarty, a na mnie patrzono wymownie, co ja tutaj chcę? W ogóle nie przejmowano się moja obecnością jako osoby z zewnątrz i wszyscy zachowywali się bardzo swobodnie, nie przypominało to wcale reprezentowania URZĘDU, co wyjaśnię za chwilę. Wreszcie doczekałam się na swoją kolej. Weszłam do gabinetu, przywitałam się, z przyjaznym nastawieniem na kompetentną pomoc osoby z najwyższego stanowiska w urzędzie. Dyrektor zapytał w czym może mi pomóc , więc zaczęłam przedstawiać swoją sprawę. Rozmowa po chwili zaczęła być dosyć nieprzyjemna. Dyrektor nastroszył się i po pierwsze stwierdził, podniesionym tonem, że jeśli nie jestem osobą zarejestrowaną w urzędzie, to w ogóle nie powinien ze mną rozmawiać, po drugie - jeśli zarejestruję się tylko po to, żeby wziąć pieniądze to na pewno ich nie dostanę, bo chcę okraść urząd! Poza tym że nie daje pieniędzy na towar, ponieważ wszyscy zakładający sklepy zaraz je będą zamykać, itp. Pomijając politykę, chcę podkreślić sposób podejścia dyrektora urzędu do petenta, czyli osoby której z założenia urząd pracy powinien pomóc, a nie traktować jako złodzieja czy wyłudzacza. Ton w jakim mówił dyrektor był wręcz obraźliwy więc zapytałam: "dlaczego jest pan taki nieprzyjemny, przecież przychodzę po konkretną poradę i pomoc, ponieważ każdy z pracowników kierował mnie do pana! I jeszcze nic nie robię takiego, o co miał by się pan oburzać!" Odpowiedział że on REPREZENTUJE URZĄD a nie instytucję charytatywną i on jest odpowiedzialny za wszelkie dotacje. Nadal nie zmieniał tonu, miałam wrażenie że zaraz mnie wyrzuci z gabinetu, ja natomiast mówiłam i zachowywałam się spokojnie. Pod koniec rozmowy zadzwonił telefon, który dyrektor odebrał, z rozmowy wynikało że to ktoś znajomy, więc dyrektor zaczął sobie swobodną rozmowę i nie zwracał na mnie już uwagi. Po chwili więc wstałam i udałam się do wyjścia, dyrektor nie odkładając telefonu tylko kiwnął na pożegnanie. Wyszłam, w sekretariacie również się pożegnałam, sekretarka odpowiedziała niedbale i opuściłam owy URZĄD. Zachowanie tych osób jest, powiedziałabym, bezczelne i tak naprawdę niewiele ma to z reprezentacją poważnego urzędu i jakakolwiek pomocą, którą określają przecież ustawy. Ale przede wszystkim podejście do petenta - wyniosłe, z brakiem szacunku.