Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Szpital im. dr. J. Rostka w Chorzowie
Treść opinii: Odwiedziłam tą placówkę w nagłej potrzebie - dzień wcześniej poczułam coś pod powieką, myślałam, że samo przejdzie, wypłynie czy coś... 7 maja wieczorem w Szpitalu przy ul.Strzelców Bytomskich powiedziano mi, że ostry dyżur okulistyczny jest w Gliwicach. To było dość daleko, postanowiłam przeczekać do rana. Niestety rano ból był tak potężny, że mój chłopak musiał mnie zawieźć na ostry dyżur, właśnie do szpitala na Miarki w Chorzowie. Pomijam, że kazano mi stać w kolejce do rejestracji, mimo, że pozostali pacjenci chcieli mnie przepuścić. Pomijam, że kazano mi siedzieć z ogromnym bólem pod powieką na korytarzu, gdzie właśnie toczył się remont i panowie z ekipy szlifowali i malowali ściany i sufity (ogromne ilości pyłu i kurzu). To co było potem to był jakiś horror. Najpierw informacja, że lekarz okulista będzie o 9.30. Potem pielęgniarka mówi, że "jak będzie, to będzie, trzeba czekać...ale na razie nie ma..." Ból był tak wielki, że myślałam, że zwariuję. Mówię to, a pielęgniarka niewzruszona mówi, że nic nie poradzi, trzeba czekać, że lekarz przyjmuje od 14 i to, że przyjmuje to wielka przysługa i mamy za to dziękować.... /Ciekawe komu?/ Ja na to, że dziś ten szpital pełni ostry dyżur, jeśli chodzi o okulistów. Ona na to, że "aaaa faktycznie, no ale nic nie poradzę". Wszystko działo się w poradni na parterze. Widzę, że oddział okulistyczny jest na 1 piętrze - idę, pacjenci informują mnie, gdzie jest ordynator i lekarka. Wchodzę, jest tam też TA pielęgniarka. Mówię, że zaraz zwariuję, żeby coś zrobili, albo co mam zrobić, żeby mnie przyjęto w ramach ostrego dyżuru... /Może wbić sobie ołówek w to oko?/ Ordynator ADAM K. nawet nie spojrzał w moją stronę udając, że go tam nie ma, pielęgniarka przeszła do obrony, że ona nic nie zrobiła (to akurat się zgadza), a lekarka (nie zapamiętałam jej imienia i nazwiska, niewysokiego wzrostu, krótkie ciemne włosy, grzywka i okulary) krzyknęła że mam natychmiast wyjść i zamknąć drzwi (podobno lekarki jeszcze nie ma,więc chyba to był jej duch?). Tego było już za dużo - nie byłam agresywna ani napastliwa, byłam zapłakana, z jednym okiem tak czerwonym i spuchniętym, że aż pacjenci byli wystraszeni. Nie wytrzymałam, rzuciłam numerkiem i powiedziałam, że tego tak nie zostawię, ale wychodzę bo to nie ma sensu. Już na zewnątrz przy schodach zatrzymał mnie starszy pan i mówi "eee tam wołają, żeby pani wróciła". Wracam i co widzę? Lekarka nagle jest na dole, w gabinecie, przyjmuje i bada. Mówię "o, to już nie trzeba czekać do 14?" Ona zamyka szybko drzwi i każe mi siadać - z wielką łaską ogląda oko, bada, mówi, że nic nie ma, każe pielęgniarce dać znieczulenie (a nie można tak było od razu?!) i jakieś krople. Oczywiście ze złości nie wypisuje mi L4 do pracy, a na receptę wpisuje najdroższe krople do oczu w aptece... Profesjonalizm -10 Podejście do pacjenta -20 Lenistwo i kawopijstwo +20 Taka powinna być punktacja! Tu jeszcze dygresja nt polskiej służby zdrowia - jeśli jesteś w miarę zdrowy i młody, nigdy nie miałeś poważnego wypadku albo śmiertelnej choroby nie możesz liczyć na doraźne leczenie. Przecież z katarem tam nie pobiegłam, tylko ze strachem że mogę stracić oko?... PRZESTRZEGAM WSZYSTKICH ŻEBY OMIJALI OKULISTÓW NA MIARKI W CHORZOWIE.