Opinia użytkownika: endri
Dotycząca firmy: Carrefour
Treść opinii: Dnia 22-12-2008 roku udałem się na zakupy do marketu Carrefour przy ulicy Szparagowej 7 w Łodzi. Robiliśmy świąteczne zakupy, mieliśmy pełny kosz zakupów. Ustawiliśmy się w kolejce do kasy, sporo kas było jednak nieczynnych. Zaczęliśmy wykładać zakupione produkty na taśmę, mieliśmy bardzo sporo zakupów, artykułów spożywczych na święta, prezentów itp. Kiedy w końcu podeszliśmy do kasy, nadeszła nasza kolej, Pani przywitała się z nami, była miła, sympatyczna, szybko uwijała się z wbijaniem cen oraz obsługą nas. Kiedy wszystko już przeszło przez taśmę i zapłaciłem za zakupy i przystąpiliśmy do pakowania w torby ekologiczne podszedł do nas ochroniarz i poprosił o pokazanie paragonu. Pokazałem paragon ze zdziwieniem o co chodzi. Pan podniósł wtedy ulotkę znajdującą się w wózku i pokazał pomadkę, jak się później okazało o wartości 5 zł. Powiedział, że nie widzi jej na rachunku i zostaliśmy poproszeni na zaplecze. Ponieważ wcześniej czytałem jak traktowani są klienci posądzeni za kradzieże, nie zgodziłem się na to. Próbowałem wyjaśnić Panu z ochrony, że zaszła pomyłka, że zrobiliśmy zakupy na pokaźną sumę około 400 zł. i że nie bawiłbym się w "kradzież" pomadki za niespełna 4 zł, że mogę od razu za nią zapłacić. Przypomniałem sobie, jak wykładałem zakupy z kosza ochroniarz stał i obserwował nas. Może myślał, że naprawdę wynoszę coś bardzo cennego pod ulotką. Dodam, że ulotki do koszyka nie wrzuciłem ani ja ani żona, tylko już była, a pomadka faktycznie dostała się jakimś cudem pod gazetkę. Panowie z ochrony nie stosowali w stosunku do mnie przemocy, byli jednak bardzo niemili, potraktowali mnie i żonę jak prawdziwych złodziei. Po bardzo długich słownych przekonywaniach, które nic nie dały, udałem się w końcu z Panami do ich pokoju. Tam Pan poprosił mnie o podpisanie protokołu, w którym miałem przyznać się do kradzieży wskazanej rzeczy, za kwotę 4 zł. Nie chciałem się na to zgodzić, ponieważ nic nie ukradłem, nawet nie miałem takiego zamiaru, kierownik z którym rozmawiałem nie dawał się jednak przekonać. Ponieważ żona czekała na mnie na terenie sklepu na zewnątrz z wózkiem, tego dnia miałem jeszcze jechać do pracy oraz odebrać dziecko ze żłobka, po prostu nie miałem czasu na oczekiwania na przyjazd policji, bo wiem, że trwałoby to pewnie z 2, 3 godziny, po długich pertraktacjach podpisałem podsunięty przez kierownika papier, tzn. przyznałem się do kradzieży za 4 zł. Ponieważ zostałem wyprowadzony przez panów z obsługi z równowagi, tzn. przez Pana kierownika oraz Pana z ochrony, na odchodne puściłem parę słów odnośnie ich pracy, że łapią niewinnych ludzi i robią z nich złodziei, że tak nie traktuje się uczciwych klientów, że wina jest po stronie sklepu, ponieważ ulotki, śmieci z wózków powinny być wybierane przez obsługę sklepu a nie przeze mnie. Jeden z panów nie wytrzymał i prawie się na mnie rzucił. Na całe szczęście kierownik zapanował nad sytuacją i obeszło się bez nieprzyjemnego incydentu. Bardzo niemiła sytuacja na dzień przed świętami.