Opinia użytkownika: Marta_132
Dotycząca firmy: Salon meblowy
Treść opinii: Wiele przygód i nieprzyjemnych sytuacji przytrafia się tym, którzy planując remont, korzystają z kupna mebli w dużych salonach. Przygoda, która mi się przytrafiła, jeszcze w moje urodziny, przeszła jednak ludzkie pojęcie, dlatego też postanowiłam o niej napisać. Dokładnie dnia 23.08.08. wybrałam się do Salonu Meblowego ORDOM, znajdującego się w Łodzi przy ulicy Milionowej 55, w celu zamówienia kanapy. Zamówienie przebiegało dosyć sprawnie, chociaż, nie wiedzieć czemu, trwało prawie godzinę. Znudzona oczekiwaniem na fakturę, zapytałam jak jest czas oczekiwania? Pani w recepcji spojrzała na mnie i z wielką irytacją w głosie, odpowiedziała: "No miesiąc to przynajmniej". Nie zadając dalszych pytań, udałam się do domu. Już 8 września (po upływie 2 tygodni) zadzwonili do mnie z salonu mówiąc, że kanapa jest już dostarczona i na następny dzień mam przyjechać, zapłacić resztę pieniędzy i umówić się na odbiór kanapy. Zdziwiło mnie to początkowo, kanapa miała być po co najmniej miesiącu, a tu raptem minęły 2 tygodnie i już jest. Zadzwoniłam do salonu i potwierdziłam, że przyjadę i zapłacę, jednak kanapy, z racji tego, że nie będzie nikogo w domu do 25 września (tak miała przyjść kanapa) narazie nie odbiorę. Zapłaciłam resztę kwoty i dostałam bon rabatowy w wysokości 50 zł do wykorzystania w ciągu tygodnia. Jak się później okazało, za ten bon również zapłaciłam, na rachunku widniała cena łóżka oraz cena rabatu (!). Był to dla mnie istny absurd, jednak nie to jeszcze mnie tak bardzo zaniepokoiło. Dnia 22.09. zadzwoniłam do salonu, by wyznaczyć termin dowozu na czwartek. Pani z recepcji poinformowała mnie, że kanapa zostanie dostarczona w czwartek 25.09. w godzinach 16:00-21:00 i że w tych godzinach należy być w domu. Tego dnia nigdzie nie wychodziłam, gdyż obawiałam się, że panowie z transportu mogą pojawić się wcześniej. Do godziny 20:30 nikt nie przyjechał, dlatego zadzwoniłam do salonu w celu upewnienia się, czy napewno mają dzisiaj przyjechać. Pan potwierdził datę przyjazdu i zapewnił mnie, że do 22:00 ktoś dotrze. Kanapy oczywiście nie było. Był to pierwszy dzień spania na podłodze, gdyż w rejestracji uprzedzili mnie, by wynieść starą kanapę, tak by nową mogli panowie wstawić odrazu do pokoju. Następnego dnia z samego rana zadzwoniłam do salonu i powiedziałam jak wygląda sytuacja. Pani z recepcji oznajmiła, że skontaktuje się z działem transportu, jednak gdy zapytałam dlaczego nie została dostarczona w terminie, na który się umawiałam, pani odłożyła słuchawkę. To było o godzinie 9:40. Koło godziny 13:00, odebrałam telefon z salonu, że transport będzie pomiędzy godziną 17:00-19:00. Poprosiłam, by panowie byli na godzinę 20:00, konkretnie, bo nie mogę kolejnego dnia zwalniać się z pracy. Poprosiłam także by potwierdził mi pan, że transport napewno dotrze i że nie będę musiała kolejnego dnia spać na podłodze. Pan oczywiście potwierdził i przeprosił za zaistniałą sytuację. Do godziny 21:00 ( w domu była cały czas mama) kanapy znów nie dostarczono. Po moim telefonie, jeszcze raz zostałam zapewniona, że transport dotrze i proszę czekać. Minęły kolejne dwie godziny i łóżka jak nie było, tak nie ma. Kolejny dzień spędzony na podłodze. 27.09. miałam pojechać do salonu osobiście, jednak z racji na urodziny, miałam dużo przygotowań i nie mogłam pozwolić sobie na pojechanie do salonu osobiście. Rano do salonu zadzwoniła moja mama, powiedziała jak wygląda sytuacja, jednak pan z recepcji, jak zwykle zapewnił, że za kilka minut ktoś oddzwoni. Po czterech godzinach nikt nie oddzwonił, więc mama zatelefonowała znowu. Otrzymała odpowiedź, że łóżko jest na samochodzie i najpóźniej za godzinę będzie u nas. Po kolejnych trzech godzinach nie wytrzymałam i zadzwoniłam sama, chociaż obiecałam sobie, że nie będę się denerwować. Kolejny raz tłumaczę pani z recepcji, co się wydarzyło na co słyszę odpowiedź: "Nikt do pani nie dzwonił, ojejciu..." Nie wiem czy robią z ludzi idiotów, czy sami nimi są, jednak czułam się jakbym chodziła od Ajnasza do Kajfasza i nic nie mogła wskurać. Poprosiłam o kierownika, któremu oczywiście musiałam jeszcze raz opowiadać całą sytuację. Kierownik obiecał, że zaraz wszystko sprawdzi i za kilka minut oddzwoni. Nieraz już słyszałam takie zapewnienia, jednak postanowiłam chwilę jeszcze poczekać. Ustaliłam z mamą, że jeśli kanapa nie przyjedzie w sobotę, w poniedziałek pojadę do salonu żądając zwrotu gotówki i rezygnując z zamówienia. Rzeczywiście 10 minut później oddzwonił kierownik, mówiąc, że widział kanapę na samochodzie i że za godzinę, za półtorej będzie u mnie. Na moją odpowiedź , że: " Słyszałam to już od Pana kilka razy" oburzony kierownik odpowiedział, że on rozmawia ze mną pierwszy raz w życiu i niczego mi wcześniej nie obiecywał. Moje słowa " nie z panem rozmawiałam, lecz z pana pracownikiem, dla mnie to bez różnicy, gdyż pan zatrudniając ludzi, odpowiada za nich i za to, co robią w pańskiej firmie" kierownik zmienił ton głosu. Poprosił bym się nie denerwowała, jeśli przyjadą kilka minut później, jednak jak mam się nie denerwować skoro mija już trzecia doba od planowanego transportu? Zostałam przeproszona. Kanapa nie została dostarczona po godzinie, czy dwóch, ale po czterech. To już jednak było nieistotne, ważne, że w ogóle dotarła. Jednak wydarzenie to spowodowało ,że więcej w tym sklepie nie zamówię ani jednej rzeczy.