Opinia użytkownika: KillBill
Dotycząca firmy: ORLEN
Treść opinii: Jadąc w trasę zajechałem w nocy na stację, niby całodobową, Orlen w Łęcznej. Wewnątrz stacja wygaszona, lecz skoro świeci się reklama miałem nadzieję, iż ktoś wyjdzie na zewnątrz i mnie obsłuży, lub przynajmniej zaświeci oświetlenie. Niestety, stojąc na wprost budynku, w którym zawsze była załoga lub jeden jedyny pracownik, nikt nie włączał oświetlenia i nikt nie wychodził na zewnątrz. Postanowiłem zatrąbić parę razy i nic. Z uwagi na padający deszcz, założyłem kurtkę i chciałem wejść do budynku, aby spytać czy mogę sobie zatankować. Drzwi były zamknięte, pracownik stacji twardo (twardo-powtarzam dwa razy) spał na ladzie. Wystraszony, że może coś się stało stukałem mocno w szybę i udało mi się go dobudzić. Po paru minutach doszedł do siebie, zapalił światło i podszedł do drzwi, przekręcił kluczyk i odszedł, obracając się do mnie plecami. Nie otworzył mi drzwi. Ja zrozumiałem, że znaczy to, że mogę wejść do środka, co też uczyniłem. Przy samym wejściu, na posadce, była nie wytarta woda, poślizgnąłem się, o mało nie łamiąc nogi. Pracownik stacji usiadł, rozkładając się na boki w krześle i nawet się nie spytał, czy coś sobie zrobiłem. Spojrzał groźnym wzrokiem. Ja spytałem, czy stacja jest całodobowa bo zawsze była. Otrzymałem odpowiedź pod nosem: No. Spytałem czy mogę sobie zatankować czy on mi zatankuje, a ten pracownik Orlenu na to: "To se pan tankuj". Poczułem się upokorzony ,no ale z uwagi, iż miałem już mało paliwa poszedłem tankować. Nie mogłem zatankować, z dystrybutora nie leciało paliwo. Wróciłem i spytałem czy coś jest zepsute i znowu wrogie spojrzenie: "zaraz włączę i poleci". Ponownie wróciłem do dystrybutora i sam zatankowałem samochód po czym poszedłem zapłacić za paliwo. Tu kolejne problemy bo pracownik, nadal wygodnie siedząc, nie miał wydać mi końcówki. Powiedziałem, że te 23 grosze niech sobie zostawi, bo mi się śpieszy na co on mi: "okej" i zatrzasnął kasę. Paragonu mi nie dał żadnego i moim zdaniem nie nabił w ogóle należności za paliwo, co mnie dziwiło. Nic się nie pytałem z obawy, że pracownik ten może kiedyś mi uszkodzić samochód za to, że jestem taki ciekawy. Wiadomo o co chodzi. Po chwili przypomniałem sobie, że dobrze by było kupić jakiegoś batona i coś do picia. I tu zaczął się horror, gdyż PAN ze stacji Orlen musiał ruszyć się z krzesła. Nie wiem jakie były ceny bo zapłaciłem równą kwotę, bez jakiekolwiek końcówki i znów bez druku paragonu. Do tego chciałem Pepsi bez cukru, ale były wymieszane i dostałem zwykłą, co dopiero w samochodzie zobaczyłem. Już nie wymieniałem, każdy się domyśla, dlaczego. Aha, ta kałuża wewnątrz jak była tak została i wychodziłem już bardzo ostrożnie. Miałem nadzieję, że skoro się pan z Orlenu ruszył to zetrze to, ale myliłem się. Uff... Odjechałem.