Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik
Dotycząca firmy: Cinema City
Treść opinii: Wizyta w Cinema-City w Centrum Handlowym Sadyba Best Mall w Warszawie przy ulicy Powsińskiej. Data wizyty – 19 sierpień 2008 r. w godzinach między 20:00 a 22:30. 18 sierpnia 2008 r., dzień wcześniej, wieczorem około godziny 21.30, weszłam na stronę www.cinema-city.pl. Strona otworzyła się dość szybko, tylko niektóre grafiki jeszcze się ładowały. Rozejrzałam się i po dość długim czasie dostrzegłam możliwość wyboru lokalizacji. Miejsce w prawym górnym rogu jest dobre, ale powinno być bardziej wyróżnione. Baner reklamujący filmy nad głównym menu przytłoczył wszystkie inne elementy na stronie. Wybrałam lokalizację i zaczęłam oglądać repertuar. W końcu wybrałam film „Angielska robota” i zaczęłam dokonywać rezerwacji biletu na 19.08.2008, na godzinę 20.15. Na końcu była prośba o podanie danych i e-maila. Dane były obowiązkowe. Myślałam, że e-mail jest potrzebny do wysłania potwierdzenia rezygnacji, ale zdziwiłam się kiedy nic na e-mail nie otrzymałam. Po co w takim razie był potrzebny mój adres? W dobie ochrony danych osobowych wydało mi się to dziwne i czułam się wykorzystana. Kino może teraz przetwarzać moje dane i wykorzystywać je. Ale inaczej nie mogłabym dokonać rezerwacji. Po wejściu na teren multipleksu udałam się do kas. Hol był przestronny. Kręcili się po nim pracownicy i zmieniali wystrój. Jeden stał na drabinie. Nie grała żadna muzyka. Była czynna jedna kasa. Nie było przy niej ludzi. W drugiej kasie siedziała też jakaś pracownica, ale wyglądała na zajętą wypełnianiem czegoś. Przed kasą na podłodze leżały jakieś zadeptane ulotki. Podeszłam do Pani w kasie, miała na imię Magda, była blondynką z długimi włosami spiętymi w koński ogon i miała około 24-26 lat. Pani Magda powitała mnie. Była ubrana w białą koszulę i miała apaszkę i smycz firmową. Nie widziałam czy miała spodnie czy spódnicę, bo siedziała. Miała przypięty identyfikator. Powiedziałam, że mam rezerwację i podałam jej numer. Ona spytała o nazwisko. Mówiła do mikrofonu, ale odbiór był bardzo słaby – za głośny i przez to niewyraźny. Nie rozumiałam co do mnie mówi. Poza tym umieszczenie pracownika kina za szybą, odizolowanie się jak w okienku na poczcie nie było chyba dobrym pomysłem. To nie sprawia miłego wrażenia i psuje atmosferę. Po otrzymaniu biletu i reszty pieniędzy zapytałam jeszcze panią Magdę, co to za film, którego plakat wisiał za nią („Jak żyć”). Pani Magda odpowiedziała, że jest to dramat obyczajowy. Nic więcej nie dodała, nie uśmiechała się przy tym. Podziękowałam za informację i odeszłam od kasy. Następnie usiadłam na kanapie. Było ich kilka. Jednak kiedy zaczęli się schodzić ludzie, okazało się ich mało, jak na ilość miejsca, którą można było przeznaczyć na postawienie kanap. Odwiedziłam następnie snack-bar. Na podłodze, przy kasach było czysto, ale na ladzie po lewej stronie kasy szyba była zaklejona jakby rozlaną Coca-Colą. Była czynna tylko jedna kasa, nie było do niej w ogóle kolejki. Obsługiwała mnie pani Aga, wysoka brunetka z pasemkami. Miała identyfikator, białą koszulę. Nosiła czarne spodnie i apaszkę oraz smycz. Zostałam powitana, pani Aga wprost śmiała się do mnie. Nie wiem czemu. Poprosiłam o popcorn. Pani Aga zapytała, czy duży, średni czy mały. Odpowiedziałam, że jakiś duży. Ale ona nie zaproponowała mi zestawu mimo, że rozglądałam się po menu. W końcu sama dodałam, że może jeszcze coś do picia, na co ona zaproponowała zestaw: duży popcorn i duża cola i podała cenę. Zgodziłam się. Pani Aga uśmiechnęła się, podała mi zamówienie i przyjęła pieniądze. Otrzymałam odpowiednią resztę i paragon. Podziękowała mi. Usiadłam znów na kanapie. Miałam bardzo dużo czasu, bo rezerwację trzeba było odebrać 30 minut wcześniej. O 20 podeszłam do wejścia na teren sal kinowych. Stało tam trzech pracowników. Powitał mnie Wojtek. Spojrzał na bilet i powiedział, że mogę wejść, ale za co najmniej 10 minut. A była już 20:01. Po co więc tak wcześnie musiałam odebrać rezerwację? Moim zdaniem czas powinien wynosić 15 minut przed seansem, bo potem zbyt dużo czasu spędza się czekając. Usiadłam więc z powrotem na kanapie. Było coraz więcej ludzi, ale niestety nie mieli gdzie usiąść. Ekspozycja filmów na plakatach była bez zarzutu, jednak telewizory zawieszone na słupach, w których można by wyświetlać zwiastuny, były wyłączone. Jakiś pracownik zmieniał plakaty. W holu nie grała muzyka. W końcu ponownie podeszłam do pracownika w holu i podałam mu bilet. (Pracownik, pan Wojtek, miał czytelny identyfikator i był ubrany w czarne spodnie, białą koszulę. Nosił też krawat firmowy, ale miał jeszcze granatowy pulowerek). Spojrzał na bilet i powiedział, że projekcja mojego filmu będzie w sali 8, ale nie wskazał drogi. Znalazłam swoje miejsce w sali. Rozejrzałam się, było czysto. Na sali było słychać w tle cichą muzykę. Były to jakieś utwory podniosłe, jakby poważne. Niezbyt pasowały do miejsca. Słyszałam komentarze widzów, którym nie podobała się muzyka. Seans rozpoczął się punktualnie o godzinie 20.15. Przed filmem wyświetlono ponad 10 reklam i 3 zwiastuny filmów, a potem znowu kilka reklam. Natężenie dźwięku było momentami zbyt duże – na sali wręcz dudniło, ale potem podczas filmu były problemy z usłyszeniem niektórych kwestii. Jakość obrazu była bardzo dobra. W trakcie seansu paliły się na sali światła ewakuacyjne. Podczas projekcji i po jej zakończeniu nie było pracownika kina na sali. Po seansie nie mogłam udać się do toalety. Otwarte były wyjścia ewakuacyjne na dole Sali przy ekranie. Nie mogłam już wrócić do holu. Trochę dziwnie – jakby nie można było wyjść tędy, którędy się weszło. To nie robi dobrego wrażenia, kiedy trzeba wychodzić tylnym wyjściem. Zrobiłam swoje, kupiłam bilet, a potem mogę sobie już wychodzić tyłem, to złe podejście do klienta. Ogólnie wizyta była udana. Obejrzałam ciekawy film, jednak mam wrażenie, że kino ma taki odizolowany stosunek do klienta. Nie czułam się tam jak mile widziany gość. Nie było tej specyficznej atmosfery, jakiej oczekuje się w kinie. Sprawia to raczej wrażenie masówki.