Po wielu latach przerwy poszliśmy z żoną na lody do Delicji. Cukiernia, którą pamiętamy jeszcze z czasów socjalistycznej Polski. W części ze stolikami panuje ten sam leniwy nastrój, co wiele lat temu. W zasadzie cukiernia wcale się nie zmienia.
Poza jednym. Sposób zachowania personelu zmienił się znacząco. Kiedyś był grzeczny i uczynny, a dziś niestety zapomniał o zasadach pracy z klientami. Po pierwsze, personel (przy zgodzie milczącej właściciela, który siedział przy jednym ze stolików) wpuszcza na salę osoby roznoszące długopisy i breloczki z wezwaniami do zakupu produktów dystrybuowanych przez głuchoniemych. Do restauracji, czy kawiarni przychodzę odpocząć, a nie po to, by nagabywali mnie domokrążcy niezależnie od tego, jak bardzo pokrzywdzeni przez los.
Po drugie, w miejscu tym biją. Kilka chwil po wyjściu głuchej akwizytorki na salę wszedł pan apelujący o udzieleniu mu wsparcia finasowego i zarzekający się, że nie pije. Właściciel, do którego również podszedł nie zareagował w momencie wejścia tego człowieka na salę, ale przy jego wyjściu po bezskutecznym zamęczaniu klientów, z rejonu stolika, przy któym siedział właściciel poderwał się niewysoki, krępo zbudowany pan, który najpierw chwycił nieszczęśnika za ubranie i używając agresywnych słów zaczął wypychać z sali, a w chwili, gdy zaatakowany coś powiedział, zaczął okładać go pięściami po głowie.
Uwaga zwrócona właścicielowi, przez panie zajmujące sąsiedni stolik skończyła się wyłącznie tym, że pan wygłosił tezę o 20 wizytach w ciągu dnia i nie skomentował skandalicznego zdarzenia.
Gdy płaciłem, poprosiłem kelnerkę o przywołanie właściciela. Niestety, okazało się, że właśnie znikł wraz ze swoim maczo.
Od dziś zdecydowanie będę odradzać wizytę w tym lokalu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.