Musiałam udać się do pracowni RTG w celu prześwietlenia kontuzjowanej stopy. Miałam opory przed tą wizytą, ponieważ jakieś 6 lat temu robiłam tam jedno prześwietlenie i wspominam je bardzo, bardzo źle. Wtedy miałam kontuzję kości ogonowej - jak się można domyślać - bardzo bolesną. Dostałam skierowanie od lekarza rodzinnego na prześwietlenie i udałam się do pracowni w godzinach wieczornych. Pamiętam, że to był Tłusty Czwartek, więc zjadłam co nieco. Pani, która mnie prześwietlała była bardzo niemiła i zapytała, a raczej stwierdziła, że na pewno jestem na czczo. Ja odpowiedziałam, że nie; po pierwsze nikt mnie nie poinformował o tym, że do prześwietlenia kości ogonowej muszę być na czczo, po drugie jest już około godziny 18 wieczorem i do tego Tłusty Czwartek... Pani radiolog (chyba?) była bardzo oburzona i stwierdziła, że "jak tak, to na zdjęciu będą flaki!" No cóż... Usłyszałam także, że mam się położyć na plecach na stole. Ja? Na plecach? Ze stłuczonym "ogonem"? Przecież w domu leżę na brzuchu i w ogóle nie mogę siadać. Owa pani z ogrooomnym oburzeniem pomogła mi się wdrapać na "stół" i ułożyć. Była zdziwiona, że mnie boli... Z takimi wspomnieniami sprzed 6 lat udałam się na prześwietlenie stopy. Byłam przekonana, że spotkam tę samą panią i nastawiłam się na brak kultury. Okazało się jednak, że w pracowni był bardzo miły pan. Zapytał się, co mi dolega i zagadał. Okazało się jednak, że aparatura jest w takim stanie, że musi "odpoczywać" między zdjęciami 20 minut. Nie ma to, jak XXI wiek! Poczekałam tyle, ile trzeba. Pan był bardzo miły i pomógł mi ułożyć stopę do zdjęcia. Trochę się irytował, że ciężko się ją układa, ale chyba zrozumiał, że skoro kontuzja, to ból i ograniczenie w ruchach. Wynik miał być pojutrze. Pojutrze jednak okazało się, że gabinet jest nieczynny i zdjęcie do odbioru po weekendzie. Nie zdenerwowało mnie to jednak prawie wcale. Muszę też co nieco dodać na temat miejsca, w którym znajduje się pracownia. Jest ona na podwórku za domem mieszkalnym. Gdyby nie było szyldu, pomyślałabym, że to garaż. To wstyd, że pracownia medyczna można znajdować się w takim miejscu. W środku też nie jest zbyt ciekawie. Zimno, staro - takie zaniedbanie. Dobrze chociaż, że samo pomieszczenie, w którym wykonuje się zdjęcia, jest jako takie. Bo chyba musi spełniać jakieś wymogi, nie wiem. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie pracownia przejdzie jakąś gruntowną renowację, bo tak, moim zdaniem, być nie może.
Musiałam udać się do pracowni RTG w celu prześwietlenia kontuzjowanej stopy. Miałam opory przed tą wizytą, ponieważ jakieś 6 lat temu robiłam tam jedno prześwietlenie i wspominam je bardzo, bardzo źle. Wtedy miałam kontuzję kości ogonowej - jak się można domyślać - bardzo bolesną. Dostałam skierowanie od lekarza rodzinnego na prześwietlenie i udałam się do pracowni w godzinach wieczornych. Pamiętam, że to był Tłusty Czwartek, więc zjadłam co nieco. Pani, która mnie prześwietlała była bardzo niemiła i zapytała, a raczej stwierdziła, że na pewno jestem na czczo. Ja odpowiedziałam, że nie; po pierwsze nikt mnie nie poinformował o tym, że do prześwietlenia kości ogonowej muszę być na czczo, po drugie jest już około godziny 18 wieczorem i do tego Tłusty Czwartek... Pani radiolog (chyba?) była bardzo oburzona i stwierdziła, że "jak tak, to na zdjęciu będą flaki!" No cóż... Usłyszałam także, że mam się położyć na plecach na stole. Ja? Na plecach? Ze stłuczonym "ogonem"? Przecież w domu leżę na brzuchu i w ogóle nie mogę siadać. Owa pani z ogrooomnym oburzeniem pomogła mi się wdrapać na "stół" i ułożyć. Była zdziwiona, że mnie boli... Z takimi wspomnieniami sprzed 6 lat udałam się na prześwietlenie stopy. Byłam przekonana, że spotkam tę samą panią i nastawiłam się na brak kultury. Okazało się jednak, że w pracowni był bardzo miły pan. Zapytał się, co mi dolega i zagadał. Okazało się jednak, że aparatura jest w takim stanie, że musi "odpoczywać" między zdjęciami 20 minut. Nie ma to, jak XXI wiek! Poczekałam tyle, ile trzeba. Pan był bardzo miły i pomógł mi ułożyć stopę do zdjęcia. Trochę się irytował, że ciężko się ją układa, ale chyba zrozumiał, że skoro kontuzja, to ból i ograniczenie w ruchach. Wynik miał być pojutrze. Pojutrze jednak okazało się, że gabinet jest nieczynny i zdjęcie do odbioru po weekendzie. Nie zdenerwowało mnie to jednak prawie wcale. Muszę też co nieco dodać na temat miejsca, w którym znajduje się pracownia. Jest ona na podwórku za domem mieszkalnym. Gdyby nie było szyldu, pomyślałabym, że to garaż. To wstyd, że pracownia medyczna można znajdować się w takim miejscu. W środku też nie jest zbyt ciekawie. Zimno, staro - takie zaniedbanie. Dobrze chociaż, że samo pomieszczenie, w którym wykonuje się zdjęcia, jest jako takie. Bo chyba musi spełniać jakieś wymogi, nie wiem. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie pracownia przejdzie jakąś gruntowną renowację, bo tak, moim zdaniem, być nie może.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.