Dziś po pracy postanowiłem, że nie będę gotować obiadu, tylko pójdę do jakiejś restauracji typu "tanie obiady". Ujrzałem takową na ulicy Narutowicza i postanowiłem wejść by skosztować jej kuchni.
Wiedza personelu (były wówczas 3 osoby - pani za barem, kelnerka i kucharka) na temat menu była duża, ale nie można było powiedzieć, że są to kompetentne osoby. W przyjmowaniu zamówienia uczestniczyły bowiem wszystkie trzy panie (uważam, że kucharka nie była potrzebna przy obsłudze klientów) i każda starała się mnie przekonać do tego jaką powinienem skosztować surówkę, nie pytając się mnie o moje preferencje w tym zakresie. W końcu poprosiłem o taką, której żadna z pań nie wymieniła, ale okazało się, że w dniu dzisiejszym jej nie ma w menu. Zdecydowałem się więc na inną, osiągalną dziś.
Zachowanie pań też nie było profesjonalne. Najpierw kelnerka podeszła do mnie do stolika i pomimo, że widziała, iż rozmawiam przez telefon próbowała zakłócić moją rozmowę i przyjąć zamówienie na siłę - poprosiłem ją więc, że jak skończę rozmawiać, to sam podejdę do baru złożyć zamówienie. Tak też się stało. Pani za barem natomiast gdy płaciłem rachunek poprosiła mnie o drobne. Przyzwyczaiłem się, że w Polsce tak często jest, że sprzedawca prosi klienta o konkretne banknoty, zapominając, że to on powinien być przygotowany na taką okoliczność, a nie klient. Na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej takie zachowanie jest nie do pomyślenia. Wcześniej natomiast, gdy rachunek płacił inny klient, pani za barem i pani kelnerka posprzeczały się kto ma pójść rozmienić pieniądze do jednego z pobliskich sklepów. W restauracji był też pies jednej z trzech pań, co nie powinno mieć miejsca w gastronomii. Wkrótce pojawiło się też troje klientów, którzy wprowadzili psa i czułem się jak w psiarni. Wygląd personelu też pozostawiał wiele do życzenia - poza kucharką, pani za barem i kelnerka wyglądały po prostu mało estetycznie.
Za obiad dwudaniowy i napój 0,5 litra zapłaciłem 30 zł. Uważam, że to dużo jak na taką obsługę i restaurację typu "tanie obiady", bowiem wczoraj podczas zamówienia takiego samego obiadu z dowozem do domu zapłaciłem 4 zł mniej (a w tym przecież była cena dowozu). Poza tym obiad nie był tak pyszny jak bym tego oczekiwał. Rosół był ciepły, ale jest to specyficzna zupa, którą w profesjonalnych restauracjach podaje się na gorąco. Zupa była słabo przyprawiona. Drugie danie było dobre, ale zbytnio tłuste. Dostałem też tępy nóż, przez co nie kroiło mi się lekko kotleta schabowego.
Panie były słabo zorganizowane. Pomimo, że na kilkanaście sześcioosobowych stolików w restauracji było łącznie ze mną przez praktycznie cały mój pobyt tylko sześciu klientów, czas oczekiwania na jedzenie był długi. Obiad był też niespiesznie podawany i przez różne osoby - napój podała kelnerka, zupę kucharka, a drugie danie pani zza baru. Miałem wrażenie, że w tym miejscu czas się troszkę zatrzymał.
Wygląd restauracji idealnie pasował do zwrotu "tanie obiady" i pamięta jeszcze czasy PRLu, ale wszędzie było czysto.
W Łodzi takich restauracji jest dużo i można zjeść pyszniej taki obiad i z dużo lepszej jakości obsługą o ok. 10 zł taniej, dlatego też nie mam specjalnych powodów by ten lokal rekomendować.
Dziś po pracy postanowiłem, że nie będę gotować obiadu, tylko pójdę do jakiejś restauracji typu "tanie obiady". Ujrzałem takową na ulicy Narutowicza i postanowiłem wejść by skosztować jej kuchni.
Wiedza personelu (były wówczas 3 osoby - pani za barem, kelnerka i kucharka) na temat menu była duża, ale nie można było powiedzieć, że są to kompetentne osoby. W przyjmowaniu zamówienia uczestniczyły bowiem wszystkie trzy panie (uważam, że kucharka nie była potrzebna przy obsłudze klientów) i każda starała się mnie przekonać do tego jaką powinienem skosztować surówkę, nie pytając się mnie o moje preferencje w tym zakresie. W końcu poprosiłem o taką, której żadna z pań nie wymieniła, ale okazało się, że w dniu dzisiejszym jej nie ma w menu. Zdecydowałem się więc na inną, osiągalną dziś.
Zachowanie pań też nie było profesjonalne. Najpierw kelnerka podeszła do mnie do stolika i pomimo, że widziała, iż rozmawiam przez telefon próbowała zakłócić moją rozmowę i przyjąć zamówienie na siłę - poprosiłem ją więc, że jak skończę rozmawiać, to sam podejdę do baru złożyć zamówienie. Tak też się stało. Pani za barem natomiast gdy płaciłem rachunek poprosiła mnie o drobne. Przyzwyczaiłem się, że w Polsce tak często jest, że sprzedawca prosi klienta o konkretne banknoty, zapominając, że to on powinien być przygotowany na taką okoliczność, a nie klient. Na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej takie zachowanie jest nie do pomyślenia. Wcześniej natomiast, gdy rachunek płacił inny klient, pani za barem i pani kelnerka posprzeczały się kto ma pójść rozmienić pieniądze do jednego z pobliskich sklepów. W restauracji był też pies jednej z trzech pań, co nie powinno mieć miejsca w gastronomii. Wkrótce pojawiło się też troje klientów, którzy wprowadzili psa i czułem się jak w psiarni. Wygląd personelu też pozostawiał wiele do życzenia - poza kucharką, pani za barem i kelnerka wyglądały po prostu mało estetycznie.
Za obiad dwudaniowy i napój 0,5 litra zapłaciłem 30 zł. Uważam, że to dużo jak na taką obsługę i restaurację typu "tanie obiady", bowiem wczoraj podczas zamówienia takiego samego obiadu z dowozem do domu zapłaciłem 4 zł mniej (a w tym przecież była cena dowozu). Poza tym obiad nie był tak pyszny jak bym tego oczekiwał. Rosół był ciepły, ale jest to specyficzna zupa, którą w profesjonalnych restauracjach podaje się na gorąco. Zupa była słabo przyprawiona. Drugie danie było dobre, ale zbytnio tłuste. Dostałem też tępy nóż, przez co nie kroiło mi się lekko kotleta schabowego.
Panie były słabo zorganizowane. Pomimo, że na kilkanaście sześcioosobowych stolików w restauracji było łącznie ze mną przez praktycznie cały mój pobyt tylko sześciu klientów, czas oczekiwania na jedzenie był długi. Obiad był też niespiesznie podawany i przez różne osoby - napój podała kelnerka, zupę kucharka, a drugie danie pani zza baru. Miałem wrażenie, że w tym miejscu czas się troszkę zatrzymał.
Wygląd restauracji idealnie pasował do zwrotu "tanie obiady" i pamięta jeszcze czasy PRLu, ale wszędzie było czysto.
W Łodzi takich restauracji jest dużo i można zjeść pyszniej taki obiad i z dużo lepszej jakości obsługą o ok. 10 zł taniej, dlatego też nie mam specjalnych powodów by ten lokal rekomendować.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.