Obsługa w tym sklepie to jakiś koszmar. Chodzę tam naprawdę rzadko, chociaż mają fajny asortyment i mieszkam niedaleko, ale Pani kasjerka nie zachęca do zakupów. Byłam wczoraj, po mleko i rozmaryn. Przy kilku przyprawach brakowało cen i w lodówce nabiałowej też. Pani wykładająca towar na moje pytanie odnośnie asortymentu pieczywa odpowiedziała mi bardzo miło. Sklep ogólnie wyglądał czysto, klientów było bardzo mało. Przy kasie leżały jakieś zeszyty, dokumenty, chleb, nie było tam porządku. Pani kasjerka, gdy obsługiwała klientów rozmawiała przez telefon na tematy prywatne. Jakaś paranoja. Zdarza mi się to drugi raz w tym sklepie. Nie przywitała mnie, na moje "dzień dobry" nie odpowiedziała, na "do widzenia" mruknęła coś pod nosem. W żadnym sklepie nie spotkałam się z takim lekceważącym podejściem do klienta.

Przechodząc koło sklepu Koziołek, postanowiłem zakupić mleko. Staram się unikać tego sklepu, ponieważ tam zawsze panuje dziwna atmosfera. Tak samo było tym razem. Zawsze odnoszę wrażenie, że sklepy tej sieci są jakby z okresu PRL tylko z pełnymi pułkami. Zatowarowanie sklep miał dobre. Nie szukałem długo mleka, ale to co zawsze mnie dziwi w tym sklepie, to pracownice, które po pierwsze za każdym razem wydają się skanować klienta, czy aby na pewno niczego nie wynosi. W tym sklepie zawsze stoi pracownica, która uważnie obserwuje klientów, chyba kierowniczka. Z kolei przy kasie spotkałem kasjerkę, która robiła miny, jakby pracowała tam za karę. Ogólnie rzecz ujmując, odradzam robienia tam zakupów, no chyba że nie mamy innego wyjścia. Atmosfera tego sklepu jest bardzo niemiła, a przecież inne sieci czekają na nasze pieniądze z otwartymi rękoma.

Koziołek jest sklepem, w którym mieści się tak naprawdę kilka różnych działów, w tym część samoobsługowa, stoisko z ciastami, ciasteczkami i innymi słodkościami, stoisko mięsne i alkoholowe. Oprócz tego w lokalu mieszczą się punkt dorabiania kluczy, mini zegarmistrz oraz stoisko z biżeterią. Tym razem korzystałam ze sklepu w części samoobsługowej. Już na powitaniu karteczka z wypisaną prośbą, by nie wchodzić z torbami i zakupami z innych sklepów, obok koszyczki i wózki na zakupy. Zwykle jest dość przestronnie, stosunkowo niewielu klientów, ale tym razem między regałami z sokami z trudnością się poruszałam - na środku alejki ekspedientka rozłożyła się z nowym towarem przygotowanym do wyłożenia na półki. Nawet nie drgnęła, kiedy przechodziłam, by zwyczajnie po ludzku ułatwić mi przejście. No dobrze, zdobyłam swój upragniony sok i udałam się dalej. Minęłam półki z artykułami chemicznymi oraz naczyniami, wyszukałam coś ze słodyczy. Stwierdziłam przy tym, że przynajmniej "na słodyczach" mają mały bałagan, bowiem do kilku interesujących mnie produktów nie mogłam znaleźć odpowiadających im cen. Jeszcze tylko małe świeże rogaliki i mogłam już udać się do kasy. Tam po zapłaceniu kobieta wydała mi resztę, a paragon dosłownie rzuciła z rozmachem przed oczy, a następnie czym prędzej sobie poszła. Nie było słowa przywitania, czy podziękowania. A klientem przestałam być najwidoczniej w momencie wydania reszty.