Jak co roku przed świętami, na krakowskim Rynku wystawiane są drewniane budki, z których odbywa się sprzedaż produktów związanych ze świętami, jedzenia i grzańca. Grzaniec jest sprzedawany z drewnianych beczek. Bardzo lubię tu zaglądać, można trafić na nietypowe dekoracje, przedmioty związane z rzemiosłem.
Tego dnia przechodziłam przez Rynek i zaleciał mnie zapach grilla. W jednej z budek sprzedawano takie właśnie pyszności. Zapoznałam się z zawartością rusztów i cennikiem, zastanowiłam chwilę i postanowiłam kupić, to co najprostsze, kiełbasę. Atmosfera zakupów mało przyjemna, mężczyzna obsługujący grilla poganiał do wyboru, pospieszał i pokrzykiwał. Ponieważ kiełbasy były duże, usiłowałam się dopytać, czy jest możliwość kupienia połowy, ale mężczyzna albo moje pytania ignorował albo tak był zajęty pokrzykiwaniem, że ich nie słyszał. W końcu dałam sobie spokój, uznałam, że jakoś tam ta kiełbasę zjem. Jedzenie dostałam na tekturowym talerzyku, do tego plastikowe sztućce. Zapłaciłam, zabrałam ze sobą. Obok budki ustawione były drewniane ławy i stoły, przy których można było usiąść i zjeść. Niestety stoły były dość dawno nie przecierane. Atmosfera na Rynku była wesoła, ludzie w koło rozgrzani grzańcem śmiali się żartowali. Dla tej atmosfery warto było się zatrzymać i posłuchać, bo niestety smak kiełbasy nie zwalał z nóg, po prostu kiepska kiełbasa podsmażona na ogniu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.