Sprzedawca gryzący pestki słonecznika i wypluwający łupiny przy kliencie? Obraz sklepu z lat osiemdziesiątych minionego wieku? Nie - to rzeczywistość w sklepiku osiedlowym w mieście powiatowym, a do niedawna wojewódzkim.
Ale po kolei. W nowym bloku, na osiedlu Perspektywa, przy ulicy Kazańskiej, na parterze mieści się kilka sklepów. Między innym jest tam sklep STRONG, jak głosi ogromny i odpustowy szyld – sklep z dużym wyborem piwa. I rzeczywiście w środku jest gigantyczny, jak na warunki łomżyńskie, wybór chmielowych trunków. Są piwa polskie, zagraniczne, pasteryzowane i nie, ciemne i jasne. Dużo jest też piw z browarów niszowych, niedostępnych w innych punktach w Łomży. I tyle pozytywów. Reszta to totalna porażka. W sklepie panował nieporządek, podłoga nie był pierwszej czystości, ale to najmniejszy problem. Pan, siedzący za kontuarem (nie wiem czy właściciel czy pracownik) w ogóle nie przejął się wejściem klienta. Podczas całej mojej wizyty beztrosko pogryzał sobie pestki słonecznika i wypluwał łupiny. Pestki najwyraźniej bardzo smakowały sprzedawcy, o czy świadczyły wydawane dźwięki rozlegające się po sklepiku. Poza tym pan cały czas konwersował z trzema innymi klientami. Nic nie byłoby zdrożnego w tym, gdyby nie wygląd i zachowanie tych panów. Byli oni, delikatnie to ujmując, co najmniej troszkę za bardzo zmęczeni i podchmieleni. Wybrałem szybko jakieś piwo i podszedłem do kasy. Przy kasie zauważyłem puszki z piwem Faxe w atrakcyjnej, promocyjnej cenie. Wiedziony instynktem zacząłem oglądać puszki i szukać na nich daty przydatności do spożycia. Na żadnej z oglądanych puszek takowej daty nie odnalazłem. Wyparowała czy co? Oczywiście nie dałem się skusić na taką „promocję”. Podczas wystukiwania na kasie fiskalnej pan sprzedawca na chwilę odłożył torebkę z pestkami, ale po wydaniu reszty nadal zajął się spożywaniem. Na otrzymanym paragonie nazwa nie zgadzała się z marką piwa które kupiłem. Uciekłem ze sklepu i chyba długo tam nie przyjdę.
W sumie – wyśmienity pomysł na biznes, w Łomży poza Stokrotka nie ma drugiego takiego sklepu. Natomiast jakość obsługi żenująca, odpychająca od ponownej wizyty. Sprzedawca nie powinien spożywać posiłków podczas pracy, a pijanych klientów usunąć ze sklepu zamiast prowadzi z nimi towarzyskie pogawędki. Poza tym piwo bez terminu przydatności do spożycia, lub przeterminowane się utylizuje a nie przecenia i próbuje sprzedać klientom.
Sprzedawca gryzący pestki słonecznika i wypluwający łupiny przy kliencie? Obraz sklepu z lat osiemdziesiątych minionego wieku? Nie - to rzeczywistość w sklepiku osiedlowym w mieście powiatowym, a do niedawna wojewódzkim.
Ale po kolei. W nowym bloku, na osiedlu Perspektywa, przy ulicy Kazańskiej, na parterze mieści się kilka sklepów. Między innym jest tam sklep STRONG, jak głosi ogromny i odpustowy szyld – sklep z dużym wyborem piwa. I rzeczywiście w środku jest gigantyczny, jak na warunki łomżyńskie, wybór chmielowych trunków. Są piwa polskie, zagraniczne, pasteryzowane i nie, ciemne i jasne. Dużo jest też piw z browarów niszowych, niedostępnych w innych punktach w Łomży. I tyle pozytywów. Reszta to totalna porażka. W sklepie panował nieporządek, podłoga nie był pierwszej czystości, ale to najmniejszy problem. Pan, siedzący za kontuarem (nie wiem czy właściciel czy pracownik) w ogóle nie przejął się wejściem klienta. Podczas całej mojej wizyty beztrosko pogryzał sobie pestki słonecznika i wypluwał łupiny. Pestki najwyraźniej bardzo smakowały sprzedawcy, o czy świadczyły wydawane dźwięki rozlegające się po sklepiku. Poza tym pan cały czas konwersował z trzema innymi klientami. Nic nie byłoby zdrożnego w tym, gdyby nie wygląd i zachowanie tych panów. Byli oni, delikatnie to ujmując, co najmniej troszkę za bardzo zmęczeni i podchmieleni. Wybrałem szybko jakieś piwo i podszedłem do kasy. Przy kasie zauważyłem puszki z piwem Faxe w atrakcyjnej, promocyjnej cenie. Wiedziony instynktem zacząłem oglądać puszki i szukać na nich daty przydatności do spożycia. Na żadnej z oglądanych puszek takowej daty nie odnalazłem. Wyparowała czy co? Oczywiście nie dałem się skusić na taką „promocję”. Podczas wystukiwania na kasie fiskalnej pan sprzedawca na chwilę odłożył torebkę z pestkami, ale po wydaniu reszty nadal zajął się spożywaniem. Na otrzymanym paragonie nazwa nie zgadzała się z marką piwa które kupiłem. Uciekłem ze sklepu i chyba długo tam nie przyjdę.
W sumie – wyśmienity pomysł na biznes, w Łomży poza Stokrotka nie ma drugiego takiego sklepu. Natomiast jakość obsługi żenująca, odpychająca od ponownej wizyty. Sprzedawca nie powinien spożywać posiłków podczas pracy, a pijanych klientów usunąć ze sklepu zamiast prowadzi z nimi towarzyskie pogawędki. Poza tym piwo bez terminu przydatności do spożycia, lub przeterminowane się utylizuje a nie przecenia i próbuje sprzedać klientom.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.