Postanowiłam zrobić studia podyplomowe z zarządzania nieruchomościami. Przejrzałam w internecie ofertę w tym zakresie i wybrałam uczelnie najbliżej mojej miejscowości czyli Poznań, Koszalin i Szczecin. W Poznaniu i Szczecinie było kilka uczelni, które oferowały naukę za dość spore pieniądze. Niestety jako wtedy przyszła matka muszę liczyć się z wydawanymi pieniążkami mimo, że wydatek jest na ważny cel. Wybrałam zatem uczelnię w Koszalinie, który jest najbliżej Szczecinka a za samą naukę życzyli sobie 1200 zł za semestr. Zadzwoniłam do szkoły i powiedziałam, że chciałabym u nich rozpocząć naukę. Pani pokierowała mnie na ich stronę internetową bym ściągnęła stamtąd druki do pobrania. Powiedziała, że mam je wypełnić i wysłać do nich ale mam nie płacić wpisowego. Zapytałam dlaczego. Odpowiedziała, że kierunek nie jest zbyt popularny i nie wiadomo czy go utworzą we wrześniu. Ale jak złożę dokumenty to przynajmniej będą wiedzieli ilu jest chętnych i będą dzwonić z informacją. Tak zrobiłam. W połowie września już zaczęłam się niepokoić ponieważ nie dostałam jeszcze żadnego telefonu i nie wiedziałam co robić dalej. Chyba telepatycznie wywołałam rozmowę ponieważ następnego dnia zadzwoniła do mnie pani z uczelni i poinformowała, że kierunek nie zostanie utworzony. A dzwoni już teraz bym miała jeszcze czas na złożenie dokumentów na innej uczelni. Być może za rok coś utworzą jak będzie więcej chętnych, ale w tym roku zdecydowanie nie. Powiedziała, że jest jej bardzo przykro z tego powodu iż musi odesłać mi dokumenty. Odpowiedziałam jej, że ze względu na ciążę nie będę składała papierów na inną uczelnię i wolę zostać w Koszalinie. Na zakończenie umówiłyśmy się na kontakt telefoniczny w następnym roku. Bardzo miło wspominam prowadzoną z tą panią rozmowę.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.