W przychodni byłam umówiona z niemowlęciem, prywatnie na konkretną godzinę. Zapewniano mnie, że wejdziemy "najwyżej z półgodzinnym opóźnieniem". Byliśmy 25 minut przed czasem i to bardzo dobrze, bo właśnie tyle minut zajęło nam stanie w kolejce do rejestracji, pomimo, że przed nami była tylko jedna osoba. Pomieszczenia urządzone ładnie i nowocześnie. Pani na recepcji była bardzo uprzejma i pomocna. Robiła wszytko, abyśmy mogli wejść jak najszybciej. Niestety, weszliśmy do pani doktor równą godzinę po czasie. Pani doktor spokojnie zbadała dziecko i konkretnie odpowiedziała na wszystkie nasze pytania. Następnego dnia okazało się jednak, że w aptekach nie ma przepisanego leku. Zadzwoniłam więc do przychodni, by prosić o pomoc w kontakcie z panią doktor. Niestety, tu zaczęły się schody. Po długiej rozmowie Pani z recepcji najpierw poprosiła o kontakt za tydzień (nie mogłam czekać tydzień!), a potem odesłała mnie na dyżur popołudniowy, twierdząc, że wtedy będzie odpowiedni lekarz i prawdopodobnie rozwieje moje wątpliwości. Zadzwoniłam więc po południu, ale panie zdążyły się zmienić. Przedstawiłam się, ponownie powiedziałam o co mi chodzi i poprosiłam pani, która odebrała telefon o podanie swojego imienia, abym mogła powołać się na nią, gdybym znów musiała dzwonić. Niestety - pani odmówiła i NIE CHCIAŁA SIĘ PRZEDSTAWIĆ. Dziwi mnie to, bo w pracy nie jest się chyba anonimowym (środa po południu). Po długich przepychankach słownych powiedziała, że poprosi do telefonu lekarza, a przyszła pani pielęgniarka. Koniecznie natomiast chciano mnie odesłać do pediatry (który przysłał mnie tutaj!), farmaceuty w aptece itd. Gdy nie ustępowałam, obiecała skontaktować się z lekarzem, u którego byliśmy na wizycie. Rzeczywiście zrobiła to bardzo szybko, następnie oddzwoniła, podając mi rozwiązanie. Za to bardzo dziękuję. Tylko dlaczego nie można było tak zrobić od razu? :-( Straciłam cały dzień.
W przychodni byłam umówiona z niemowlęciem, prywatnie na konkretną godzinę. Zapewniano mnie, że wejdziemy "najwyżej z półgodzinnym opóźnieniem". Byliśmy 25 minut przed czasem i to bardzo dobrze, bo właśnie tyle minut zajęło nam stanie w kolejce do rejestracji, pomimo, że przed nami była tylko jedna osoba. Pomieszczenia urządzone ładnie i nowocześnie. Pani na recepcji była bardzo uprzejma i pomocna. Robiła wszytko, abyśmy mogli wejść jak najszybciej. Niestety, weszliśmy do pani doktor równą godzinę po czasie. Pani doktor spokojnie zbadała dziecko i konkretnie odpowiedziała na wszystkie nasze pytania. Następnego dnia okazało się jednak, że w aptekach nie ma przepisanego leku. Zadzwoniłam więc do przychodni, by prosić o pomoc w kontakcie z panią doktor. Niestety, tu zaczęły się schody. Po długiej rozmowie Pani z recepcji najpierw poprosiła o kontakt za tydzień (nie mogłam czekać tydzień!), a potem odesłała mnie na dyżur popołudniowy, twierdząc, że wtedy będzie odpowiedni lekarz i prawdopodobnie rozwieje moje wątpliwości. Zadzwoniłam więc po południu, ale panie zdążyły się zmienić. Przedstawiłam się, ponownie powiedziałam o co mi chodzi i poprosiłam pani, która odebrała telefon o podanie swojego imienia, abym mogła powołać się na nią, gdybym znów musiała dzwonić. Niestety - pani odmówiła i NIE CHCIAŁA SIĘ PRZEDSTAWIĆ. Dziwi mnie to, bo w pracy nie jest się chyba anonimowym (środa po południu). Po długich przepychankach słownych powiedziała, że poprosi do telefonu lekarza, a przyszła pani pielęgniarka. Koniecznie natomiast chciano mnie odesłać do pediatry (który przysłał mnie tutaj!), farmaceuty w aptece itd. Gdy nie ustępowałam, obiecała skontaktować się z lekarzem, u którego byliśmy na wizycie. Rzeczywiście zrobiła to bardzo szybko, następnie oddzwoniła, podając mi rozwiązanie. Za to bardzo dziękuję. Tylko dlaczego nie można było tak zrobić od razu? :-( Straciłam cały dzień.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.