Żadne przedświąteczne przygotowania nie obejdą się bez wizyty u fryzjera. Postanowiłam zaryzykować i odwiedzić salon, w którym jeszcze nie byłam. Weszłam do salonu Bea. Salon jest w podwórzu i liczyłam, że nie będzie tam dużo ludzi. Myliłam się. Mimo wszystko fryzjerka przyjęła mnie. W salonie jest 5 stanowisk. Przy każdym siedziała klientka. Każda z pięciu fryzjerek miała jedną praktykantkę, przez co było dosyć tłoczno. Poczekałam chwilę po czym poproszono mnie do jednego ze stanowisk. Fryzjerka zapytała o moje życzenia co do fryzury, po czym wspólnie wybierałyśmy kolor. Zaproponowała połączenie dwóch kolorów. Powiedziała również o koloryzacji żelem zamiast farby, przedstawiła plusy tej metody. Przekonała mnie. Fryzjerka namieszała kolory, a praktykantka miała nałożyć na moje włosy. Wtedy zaczęła się najgorsza część tej wizyty. Po nałożeniu żelu, praktykantka miała rozczesać włosy. Ciągnęła mnie potwornie, zero delikatności. Zwróciłam jej uwagę, że mnie to boli. Nie przeprosiła, a po chwili znów zaczęła ciągnąć. Marzyłam tylko o tym, żeby skończyła. Potem było już tylko lepiej. Mycie włosów, masowanie, odżywki, modelowanie. Na szczęście na koniec zajęła się mną fryzjerka, która była zdecydowanie delikatniejsza i sympatyczniejsza. Następnie zapisała mnie do zeszytu klientek i zapisała numerów kolorów jakich użyła do moich włosów. Jeśli chodzi o cenę, to myślę, że jest przystępna. Czekając na swoją kolej mogłam napić się kawy i przejrzeć gazety, a trochę czasu tam spędziłam bo prawie 2 godziny.Gdyby nie zachowanie praktykantki, byłabym pewnie bardzo zadowolona z tego salonu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.