No tak, zaczęło się. Teść kupił kilka lat temu działkę na Mazurach i teraz zapragnął być inwestorem budowlanym. A na kochany zięć będzie (oczywiście z własnej i nieprzymuszonej woli) dzielnym pomocnikiem. A więc na początek zrobiliśmy objazd po łomżyńskich hurtowniach budowlanych w celu zakupienia stali do zbrojenia fundamentów. Zajechaliśmy więc do chyba największego i najstarszego punktu sprzedającego stal w mieście czyli do firmy „Miliszkiewicz”. Na placu banuje niepisany bałagan, wszędzie dosłownie walają się metalowe części. Trudno zlokalizować gdzie znajduje się parking, a gdzie skład złomu. W końcu zaparkowaliśmy koło sterty złomu i stwierdziliśmy że chyba w tym największym budynku jest biuro. Weszliśmy po stromych schodach, przeciskając się między metalowym bałaganem na rampie weszliśmy do biura. W biurze było brudno i mroczno. Nasze wejście nie zrobiło na właścicielu żadnego wrażenia, nie przestał strofować podwładnego i wydawać dyspozycje. Po kilku minutach łaskawie jednak nas zauważył więc wyłuszczyliśmy cel wizyty. Nasza sprawa nie wydała się mu się ważna, więc spokojnie odebrał telefon, wyszedł na zaplecze i rozmawiał. W zasadzie powinniśmy w tym momencie opuścić tą placówkę, ale grzecznie poczekaliśmy. Za chwilę pan właściciel wrócił, powiedział że poszukiwanych przez nas prętów akurat nie ma na stanie magazynowym, ale może sprowadzić i podał cenę bardzo wygórowaną i w dodatku nieprecyzyjną: „To będzie coś koło trzech tysięcy za tonę”. Podziękowaliśmy i pojechaliśmy dalej z przekonaniem, że nawet gdyby ta cena była najniższa to i tak nie wrócimy sfinalizować zakupów. Później okazało się że podana cena był najwyższa w Łomży. Podsumowując ocena najniższa z możliwych za ogromny nieporządek, horrendalne ceny a przede wszystkim za traktowanie potencjalnego klienta „per noga”.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.